Wesprzyj fundację
0
0

Bo w tym cały jest ambaras....

Bo w tym cały jest ambaras....

Bo w tym cały jest ambaras....

Wykreowany medialnie obraz małżeństwa i rodziny, polukrowany słodkimi uśmiechami celebrytów i aktorów to iluzja, w którą łatwo uwierzyć. Pośród przepisów na gładką cerę, wyrzeźbienie sylwetki czy zbudowanie i urządzenie pięknego domu, trudno doszukać się jednak pomysłów na budowę małżeńskiej relacji wymagającej stabilnych fundamentów. Choć zdawać by się mogło, że małżeństwo staje się passe, wciąż istnieje grupa par, dla której jest ono ważne i wartościowe. Także wtedy, gdy napotyka na kryzys i - chcąc go przezwyciężyć - sięga po pomoc mediatora. O tym, na czym polegają mediacje małżeńskie, opowiada Marek Wójcik - mediator, trener komunikacji interpersonalnej i doradca rodzinny - w rozmowie z Iwoną Duszyńską.


Co to są mediacje i w jakich sytuacjach się je stosuje ?



Jeśli mamy dwie osoby i próbują one znaleźć porozumienie w jakiejś problematycznej kwestii, to negocjują one jak najlepsze warunki tak, by oboje jak najlepiej skorzystali z danego rozwiązania. To poszukiwanie rozwiązania, które ułatwi im dalsze wspólne działanie. W momencie gdy strony nie mogą dojść do porozumienia, narastają konflikty dotyczące konkretnego problemu. Wówczas udają się do mediatora, który pomaga im wynegocjować jak najlepsze warunki dla siebie. Mediator umożliwia im znalezienie rozwiązania, które będzie satysfakcjonujące dla obu stron - mediator działa w interesie obojga.

W przypadku małżeństw mówimy o tzw. mediacjach pojednawczych. Dotyczą one jakiegoś problemu, który nagminnie pojawia się w małżeństwie. Małżonkowie chcą rozwiązania konfliktu ale emocje, które temu towarzyszą, im to uniemożliwiają. Wygląda to tak, że zamiast szukać rozwiązania, wzajemnie wyrzucają sobie to, co ich boli. To czyni porozumienie nieosiągalnym. Tutaj rola mediatora będzie rolą kogoś, kto pomoże im poradzić sobie z tymi emocjami, co w efekcie umożliwi znalezienie najlepszego dla nich rozwiązania.


Czy pośród innych rodzajów mediacji, mediacje małżeńskie mają jakąś swoją specyfikę? Czy istniej coś charakterystycznego dla tej konkretnej grupy mediacji ? 



W tym wypadku mediacje są trudniejsze ze względu na to, że istnieje bardzo silny związek emocjonalny pomiędzy małżonkami. Ten związek bynajmniej nie pomaga w osiągnięciu porozumienia. Jeśli dołączymy do tego zranienia z wzajemnym oczernianiem się, przysłowiowe "obrzucanie się błotem", epitety, wulgaryzmy - to napotkamy na większe trudności. Bardzo często bywa tak, że małżonkowie przychodzą "naładowani", każdy chce by jego racja liczyła się bardziej, chce być "wygranym. Dlatego też małżonkowie uciekają się do    bardzo subiektywnego przedstawienia całej sytuacji. 

Mediacjom towarzyszom jeszcze inne, dodatkowe problemy. Oprócz konfliktu, problemem jest także brak komunikacji, czy brak wzajemnego poznawania siebie. Od wielu już lat prowadzimy spotkania dla narzeczonych, podczas których ci mówią: my się już świetnie rozumiemy. To złudne przekonanie.

Trzeba zacząć od tego, że kobieta nigdy nie zrozumie mężczyzny, a mężczyzna kobiety. Nie ma sensu wchodzić w te próby zrozumienia. Należy skupić się na poznawaniu drugiej osoby, na tym, że ona inaczej myśli, inaczej działa, reaguje, w odmienny sposób postrzega różne sytuacje. To zatem nie kwestia zrozumienia, ale zaakceptowania faktu, że po prostu się różnimy. Niejednokrotnie jest to punkt wyjścia przy mediacjach. Okazuje się wówczas, że jeśli małżonkowie zaczynają    naprawdę siebie poznawać, to znacznie łatwiejsze staje się rozwiązywanie problemów. Zaczynają dostrzegać, że ktoś inny ma prawo inaczej widzieć, działać, myśleć. To przeświadczenie, że "ja świetnie rozumiem" nie jest więc do końca prawdziwe. Najlepszym dowodem jest to, że osoba coś    mówi, a ta druga osoba słyszy zupełnie coś innego. Gdy powtarzam słowo w słowo to co zostało powiedziane, to dopiero wtedy odbiorca tego komunikatu mówi, że usłyszał coś całkiem innego. Przez pryzmat doświadczenia słyszy się znacznie więcej niż zostało to powiedziane. Mamy więc sferę domysłów, nadinterpretacji, co z kolei powoduje ocenianie i osąd drugiej osoby. A to prowadzi do eskalacji konfliktu. 


Z jakimi problemami najczęściej zgłaszają się do Pana pary małżeńskie ?



Najczęściej spotykanym przeze mnie problemem jest brak budowania relacji ze strony mężczyzny. Mężczyźnie wydaje się, że wszystko jest w porządku jeśli pracuje, nie pije, zarabia, pracuje nadliczbowo - czyli poświęca się. Natomiast nie zwraca uwagi na potrzeby żony, która chciałaby spędzić z nim więcej czasu, porozmawiać, wyjść na kolację -  wtedy mamy do czynienia z pierwszym niepokojącym sygnałem. To jest coś, co powoduje, że kobieta zaczyna szukać wsparcia gdzie indziej. Dobrze, gdy to jest koleżanka, ale czasem się trafi kolega... I wtedy bywa różnie. Początkowo to brzmi niewinnie: "Bo on mnie tylko wysłucha", potem jest wspólna kawa, lunch i zaczyna się rodzić uczucie. Wtedy, gdy już żona ma romans, nagle "budzi się" mąż. "Winna" jest oczywiście żona. Przecież nie on, bo on w tym czasie pracował. To efekt braku dostrzeżenia potrzeby relacji, rozmowy. Mężczyźni z reguły patrzą na to tak, że jeśli kobieta ma z tym problem, to "ona ma problem", stwarza go sobie.


Jak wygląda poszukiwanie pomocy w takich kryzysach mając na uwadze wiek małżonków ?



Małżeństwa z młodszym stażem raczej nie szukają pomocy, częściej szukają radykalnych rozwiązań, szybko decydują o zmianach. Zwykle jest to rozwód uzasadniony przekonaniem: "To nie jest trafione, to nie miłość", "Już cię nie kocham". Najczęściej gdy przychodzą do mnie takie pary, to raczej mężczyzna próbuje ratować związek, żona zazwyczaj nie widzi i nie chce dostrzec możliwości ratunku. 

Starsze małżeństwa, z którymi pracowałem, starają się szukać rozwiązania. Nawet, gdy dochodzi do sytuacji romansów, zdrady małżeńskiej, to z obu stron jest duża chęć wybaczenia i próba naprawienia tej sytuacji. To powoduje, że jest łatwiej. Oczywiście, zranienia, które pojawiły się z tego tytułu są obustronne. Obie osoby bowiem czuły się niedowartościowane, lekceważone w związku. To nie jest tak, że tylko osoba, która weszła w relację z "trzecim" partnerem jest temu winna, oboje    przyczynili się do takiej sytuacji. Jest to trudne do zaakceptowania dla osoby, która została wystawiona na taką próbę, ale realne.

Pojawiła się też trzecia grupa małżeństw - "małżeństwa starokawalerskie" i "staropanieńskie". To małżeństwa zawierane w wieku ok. 40-stki, bardzo problematyczne. Wydaje się, że to ludzie, którzy są dojrzali. Dotąd układali sobie relacje po swojemu, nie musieli się z nikim liczyć. To, niestety, powoduje, że bardzo przeszkadza im ta druga osoba, której potrzeby nagle muszą brać pod uwagę. I to dość mocno. To wieloletnie życie singla odbija się czkawką. Mamy to do czynienia z brakiem tej elastyczności młodzieńczej, co ma później znaczący wpływ na budowanie relacji. 


Ona chce a on nie... Czy sprawa jest przegrana, czy też mediator może coś z tym zrobić ?



Mediator może tylko tyle, na ile dwoje osób chce. Powiem o tym, jakimi zasadami kieruje się mediator.

- Mediacje nie mogą się odbywać jednostronnie, czyli obydwie osoby muszą chcieć przystąpić do mediacji. Musi paść to, najważniejsze pytanie: "Czy pan / pani chcecie podjąć się mediacji ?" Dochodzimy do tego, co jest przedmiotem mediacji: "Czy chcecie znaleźć dla siebie najlepsze rozwiązanie ?" Od tego momentu zaczyna się konkretne działanie. Jeśli jedna osoba chce, a druga nie, to mediator nie może, niestety, nic zrobić. Zacytuję Boya - Żeleńskiego: "Bo w tym cały jest ambaras żeby dwoje chciało naraz".

- Mediacje są jak Spowiedź Święta. Mediator zobowiązany jest do zachowania tajemnica tego, o czym rozmawiamy.

- Mediator musi być obiektywny, nawet jeśli ma miejsce sytuacja, kiedy jedną ze stron darzy większą sympatią. Nie może tego okazywać, musi dać jednakowy czas wypowiedzi każdej ze stron. Musi zadbać o to, by strony nie przerywały sobie wzajemnie. To trudne, bo czasem trzeba po kilkanaście razy uciszać tę osobę, która uniemożliwia wypowiedź drugiej stronie. To bardzo często studzenie emocji. 

- Mediator musi dać możliwość przerwania mediacji w każdej chwili. Może być tak, że jedna ze stron chce zakończenia mediacji. Nie jest to porażka mediatora, tylko po prostu nie każdy mediator odpowiada każdej parze. 

- Mediator ma za zadanie przygotować parę do wybaczenia, a więc dopóki będzie istniał problem niewybaczenia swoich zranień, będzie miała miejsce trudność w osiągnięciu mediacji. Te zranienia cały czas będą się bowiem manifestowały. Nie będzie szukania rozwiązania problemu, tylko pierwsze skrzypce będą grały zranienia: "Co ty mi zrobiłeś", "Co ty mi zrobiłaś".


Myślę, że wybaczenie jest bardzo trudne. Bo mogą to być tak wielkie zranienia, że ich przebaczenie będzie długotrwałym procesem poprzedzonym też koniecznością przepracowania...



Tak, dokładnie. Dlatego czasem okazuje się, że zamiast mediacji, bardziej potrzebna jest terapia małżeńska. W takiej sytuacji trzeba rozszerzyć swoje możliwości - jeśli więc widzę, że nie ma problemu mediacji, tylko mamy do czynienia z problemem wymagającym terapii, to powoli przechodzimy właśnie w terapię małżeńską. Informuję wówczas parę, że nie widzę w jej przypadku przedmiotu mediacji. Że to, co jestem w stanie zauważyć po naszych rozmowach jest czymś, co idzie w kierunku terapii małżeńskiej. Wówczas przyjmujemy taką drogę. Pary, które chcą, by ich małżeństwo szło w dobrym kierunku, chcą naprawić relacje, jak najbardziej wchodzą na tę drogę.


Czy w swojej praktyce dostrzega Pan jakieś różnice w mediacjach w małżeństwach sakramentalnych i niesakramentalnych ?



Tak, zdecydowanie. Różnica jest przede wszystkim taka, że małżeństwa sakramentalne często mają umocowanie w Przykazaniach, w Prawie Bożym. I to jest ten punkt odniesienia. Często są to małżeństwa wierzące, ktoś w nich może wierzyć bardziej, ktoś mniej. Ale można się odnieść do świata wartości. To nie jest bez konsekwencji. 

Jeśli chodzi o mediacje w małżeństwach niesakramentalnych, czy w związkach niezalegalizowanych (tzw. "wolnych"), choć tak samo szukamy rozwiązania, to jest trudniej właśnie z hierarchią wartości. Tu jest "wolna amerykanka". Uczciwość jest taką uczciwością, jaką ja sam sobie stworzę - nie ma uczciwości uniwersalnej. Prawdomówność jest tylko wtedy, gdy mi pasuje, również nie ma uniwersalnej itd. Każdy sam ustala sobie swoją własną hierarchię wartości. Kiedy pojawia się różnica w tych wyznawanych wartościach, sprawa zaczyna się komplikować. Przykładowo - dla jednego z małżonków najważniejsze są pieniądze i sukces, a dla drugiego najważniejsze są relacje rodzinne i małżeńskie - wówczas na poziomie hierarchii wartości mamy konflikt. I tutaj mediacje nie są w stanie pomóc. Tutaj sprawdziłoby się dobre, dogłębne poznanie się przed połączeniem się w parę. Różnice w hierarchii wartości to jeden z podstawowych elementów, które wpływają na trwałość związku.


Czy mediacje w przypadku małżeństw sakramentalnych są bardziej skuteczne ?



Trudno mi się odnieść do tego, czy są skuteczne dla pewnej grupy małżeństw. Myślę, że to jest bardzo indywidualne. Wszystko zależy od tego, na ile dane osoby są zdeterminowane żeby znaleźć rozwiązanie. Im bardziej para jest zdeterminowana, tym lepsze są efekty mediacji. Jeśli jedna ze stron nie chce, to na siłę nikt nikogo nie uzdrowi. Niestety, wcześniej czy później takie małżeństwo będzie skazane na rozpad.


Jakim mężem jest mediator i jak to jest być żoną mediatora? Jak doświadczenie zawodowe przekłada się na własne małżeństwo ?



Na pewno bardzo duży wpływ na jakość relacji małżeńskiej ma to, że bardzo dobrze się z żoną znamy. Rozmawiamy o różnych sprawach, które się wydarzyły. Na pewno to sprawia, że łatwiej rozwiązujemy konflikty. Oboje jesteśmy po przygotowaniu mediacyjnym, a od ponad 20 lat oboje pracujemy jako doradcy rodzinni, co ułatwia nam wzajemne rozwiązywanie problemów. Zabrzmi to zapewne ciekawie ale my    uczymy się na błędach innych. Unikamy sytuacji, które mogą spowodować konkretne konflikty, trudności.    Pierwsza rzecz - dużo ze sobą rozmawiamy. I to jest punkt wyjścia. Gdyby małżeństwa rzeczywiście tak rozmawiały ze sobą jak my z moją żoną, to - proszę mi wierzyć - ilość rozwodów spadłaby przynajmniej o połowę. To kwestia intensywności rozmów. To rozmowy o tym, jakie mam potrzeby, oczekiwania, co mi się podoba, a co nie. To poruszanie tego,    co się między nami dzieje - w sferze fizycznej, duchowej, emocjonalnej. Rozmawiamy o wszystkim - to powoduje, że widzimy wzajemne różnice i akceptujemy je. Czasem się irytujemy, że coś miało być zrobione, a jest inaczej, ale wystarczy chwilę porozmawiać. Przychodzi refleksja, że "jak ma zrobić inaczej jeśli inaczej nie jest w stanie...?"


Czy u mediatora w domu nie ma sytuacji: "Do diaska ! No znowu zostawił skarpety na środku pokoju !"



Raczej nie ma u nas takich sytuacji. Rozmawiamy wiele o kwestii uczuć, jesteśmy otwarci na swoje potrzeby. To jednak nie przeszkadza, by czasem pojawiło się takie stwierdzenie. To się dzieje, ale zaraz przychodzi refleksja. Owszem, czasem usłyszę: "Ale garderoba jest tam, a nie tutaj w pokoju." 

Opowiem taką humorystyczną historię z naszej rodziny. Mamy 2 synów i córkę. Byłem świeżo upieczonym mediatorem. Synowie mieli między sobą jakiś konflikt, skutkiem czego   nie mogli dogadać się ze sobą. Kłótnia przybierała na sile. Powiedziałem im wtedy: "Mama przeżywa Waszą sytuację. Jeśli nie możecie się dogadać, to ja mogę się podjąć mediacji między wami. Czekam do wieczora żebyście sprawę rozwiązali miedzy sobą. Jeśli potrzebujecie mediatora, jestem do dyspozycji." Po 2 godzinach przyszli oświadczając, że sprawę załatwili. To były najszybsze mediacje, jakie udało mi się przeprowadzić (śmiech).



Oby jak najwięcej było takich szybkich i skutecznych mediacji! Bardzo serdecznie dziękuję za rozmowę.






Marek Wójcik - doradca rodzinny i trener, absolwent „Ignatianum” w Krakowie i podyplomowych studiów na kierunku "Mediacje pojednawcze w małżeństwie i rodzinie" na Uniwersytecie im. Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. Prowadzi mediacje małżeństw i rodzin, a także treningi prawidłowej komunikacji interpersonalnej. Związany z Poradnią Rodzinną działającą w ramach Fundacji Rodzina w Służbie Człowieka (RSC) przy klasztorze o. Franciszkanów w Rychwałdzie. Od 26 lat przygotowuje narzeczonych do Sakramentu Małżeństwa. Prywatnie od 32 lat mąż Reni, tata dwóch dorosłych synów i córki, od niedawna dziadek. Lubi wspólne eskapady z żoną i dobry film. Interesuje się twórczością autorów Fantasy i SF: S. Lem, J. R. R. Tolkien, H. Kutner, S. i A. Strugaccy, oraz historią judaizmu.