Wesprzyj fundację
0
0

Kamień w bucie

Kamień w bucie

Kamień w bucie

Problemy w relacjach, blokada przed ważną dla siebie zmianą, choroby psychosomatyczne, uzależnienia, problemy wychowawcze, czy żałoba... Nie ma chyba człowieka, który na jakimś etapie życia nie byłby zmuszony stawić czoła podobnym emocjonalnym obciążeniom. Nie zawsze jednak jest w stanie poradzić sobie z nimi sam. Wtedy z pomocą przychodzi psychoterapia...


Problem (nie) do rozwiązania 


- Przez kilka lat czułam, że walę głową w mur - wspomina Katarzyna, żona Sławka i mama 6-letniej Hani. - Rodzice zaproponowali nam mieszkanie na piętrze, gdzie zamieszkaliśmy zaraz po ślubie. Miało być pięknie, a było piekielnie. Moja mama przychodziła bez zapowiedzi, kiedy tylko chciała, nie dając nam prawa do żadnej intymności, wtrącała się we wszystkie nasze sprawy. To, że zajmowała się nam często Anią, było nam na rękę. Nie musiałam się martwić, że mała ma opiekę, gdy musiałam wyskoczyć coś załatwić. Mama też załatwiła mi pracę... To wszystko powodowało, że trudno było nam powiedzieć jej, że coś nam nie pasuje. A że byliśmy wtedy młodzi, to potrzebowaliśmy też wsparcia. Oboje ze Sławkiem byliśmy tym strasznie zmęczeni. Bardzo chcieliśmy się wyprowadzić ale baliśmy się kredytu, tego, że nie damy sobie rady. No i tak ciągle było coś, co przeszkadzało nam rozwiązać ten problem. Dopiero kiedy Sławek zaczął znikać z domu, uciekać w pracę i kolegów, a nasza relacja zaczęła się psuć, zapaliła mi się "czerwona lampka". Koleżanka, która wiedziała o naszej sytuacji z mamą zasugerowała mi, bym skorzystała z pomocy psychoterapeuty. Nie miałam pewności, czy  to mi pomoże, ale "co mi tam" - pomyślałam, spróbuję. Dopiero na terapii okazało się, jak bardzo mama od najmłodszych lat uzależniła mnie od siebie psychicznie, to tam dowiedziałam się, że mam prawo stawiać granice, nie zgadzać się na jej wchodzenie w nasze życie. Że moim punktem odniesienia są mój mąż i córeczka, a mama musi się pogodzić z tym, że schodzi na dalszy plan. Było ciężko, mama szantażem emocjonalnym, lamentami, groźbami choroby próbowała sprawić, abyśmy zostali. Ale udało nam się pokonać lęk przed kredytem na własne mieszkanie, Sławek dostał awans i podwyżkę. Niedawno wprowadziliśmy się do naszego pierwszego prawdziwie własnego gniazdka, gdzie w końcu czujemy się u siebie. Mama jakoś sobie z tym poradzi. Wiem, że nie udałoby się nam to wszystko, gdyby nie terapia. Być może, gdyby nie ona, to z czasem rozpadłoby się tez nasze małżeństwo. Sławek przyznał mi niedawno, że możliwe, iż by tego nie wytrzymał...


Kamień w bucie 


Sposób, w jaki żyją dziś ludzie, pęd, zmiany kulturowe i cywilizacyjne generują nowe wyzwania, a - co za tym idzie - coraz więcej problemów, z którymi wielu ludzi nie jest w stanie poradzić sobie samodzielnie. Choć na terapię coraz częściej zgłaszają się osoby, które dobrze sobie radzą, a chcą korzystać z niej motywowani swoim dodatkowym, osobistym rozwojem, to wśród jej klientów prym wciąż jednak wiodą osoby, które napotykają na poszczególne problemy wymienione poniżej: 

• lęki, napady paniki, fobie,
• przymusowe czynności (zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne) natrętne myśli,
• uzależnienia od alkoholu, narkotyków, Internetu, mediów społecznościowych, zakupów, hazardu, seksu etc., 
• depresja, obniżony nastrój lub wahania nastroju,
• problemy z regulowaniem emocji (np. nieadekwatne do sytuacji wybuchy złości, smutku), labilnośc emocjonalna, stres,
• choroby, które nie mają zdiagnozowanej jednoznacznej przyczyny medycznej (tzw. choroby psychosomatyczne),
• zaburzenia seksualne,
• problemy w relacjach małżeńskich, rodzicielskich, w miejscu pracy etc., trudności w ich nawiązywaniu, utrzymaniu,
• zaniżone poczucie własnej wartości, sprawczości, niemoc w realizacji swoich planów,
• doświadczenie sytuacji zaburzających poczucie bezpieczeństwa o silnym ładunku stresu tj. rozwód, śmierć bliskiej osoby, nagła choroba, przeprowadzka, przemoc psychiczna i fizyczna, mobbing, bankructwo, utrata pracy,
• zaburzenia odżywiania (anoreksja, bulimia, ortoreksja),
• problemy wychowawcze

Przedstawione przez nas grupy problemów są tymi, które wydają się należeć do tych najbardziej powszechnych. Każdy człowiek nosi w sobie jednak swoje własne, osobiste doświadczenie i odrębny sposób przeżywania swoich problemów. Zawsze, gdy coś "uwiera", warto się temu przyjrzeć. Jak mawiają psychoterapeuci posługując się metaforą, można przez całe życie chodzić z kamieniem w bucie. I owszem, mimo oczywistego dyskomfortu, tak się da. Może też się go pozbyć i kroczyć przez życie pewnie i wygodnie, a nawet zacząć biegać.


Zwykła rozmowa ?


Osoby, które niewiele wiedzą na temat psychoterapii lub nigdy nie miały z nią do czynienia, dość często postrzegają psychoterapię jako zwykłą rozmowę. - Mam płacić komuś obcemu za to, że idę sobie z nim pogadać ? Nigdy w życiu ! - Tymczasem gdyby rzeczywiście tak było, zwykłe rozmowy z bliskimi i przyjaciółmi byłyby wystarczające do rozwiązania głębokich trudności emocjonalnych, które manifestują się w problemach, których czasami nie jesteśmy w stanie rozwiązać własnymi siłami. Do tego potrzebna jest droga do zwiększenia świadomości samego siebie, specjalistyczna diagnoza problemu, i konkretne działania podejmowane przez psychoterapeutę we współpracy z klientem*. Takie narzędzia posiada ktoś, kto ma wiedzę i doświadczenie kliniczne - a więc osoba wykwalifikowanego psychoterapeuty. 


Celem psychoterapii jest zmiana. Zmiana w sposobie przeżywania i doświadczania emocji własnych oraz innych osób, zmiana w zachowaniu. Mówi się, że jeśli nie da się zmienić sytuacji, można zmienić sposób jej postrzegania - w tym także pomaga psychoterapia. Zmiana ta jest pewnym procesem rozłożonym w czasie. Dlatego też klient może zdecydować się na terapię krótko lub długoterminową w zależności od problemu, z którym zgłasza się do psychoterapeuty. Takie działanie - prowadzenie przez zmianę - przyczynia się do redukcji cierpienia, z jakim do terapeuty zgłasza się klient. Podejmując psychoterapię zawiera on z psychoterapeutą tzw. kontrakt terapeutyczny, w którym oboje określają cel terapii oraz czas i zasady wzajemnej współpracy.


Nikogo nie zmusisz


Jednym z najtrudniejszych momentów, kiedy człowiek uświadamia sobie nie tylko swój problem, ale też to, że można go rozwiązać jedynie dzięki pomocy z zewnątrz, jest sytuacja, gdy osoba potrzebująca terapii, nie chce skorzystać z tej formy pomocy... W tej grupie częściej znajdują się mężczyźni - w odróżnieniu od kobiet, które chętniej zgłaszają się do psychoterapeuty. Choć nikogo nie da się zmusić do terapii, możemy postarać się zrozumieć przyczyny, które stanowią źródło takiego oporu.


Brak zaufania do psychoterapeuty


Kobiety maja łatwiej. Łatwiej przychodzi im mówienie o emocjach, a wylewanie łez na ramieniu przyjaciółki nie jest czymś, co budzi zdziwienie. Mężczyznom, przyzwyczajanym do tego, że "nigdy nie płaczą", do tego, że są głowami rodzin, znacznie trudniej przychodzi rozmawianie o uczuciach i problemach. Zwierzanie się z nich obcej osobie, jaką jest a początku psychoterapeuta - jest jeszcze trudniejsze. Zwrócenie się o pomoc do specjalisty to także przyznanie się przed samym sobą do tego, że nie daję rady, coś mi się nie udało. To przekonanie, które mocno godzi w samoocenę. Blokadą może być też lęk przed oceną tego, co się zrobiło. Tymczasem psychoterapeuta nie jest od oceniania zachowania i czynów pacjenta, ale przede wszystkim od rozpracowania ich przyczyn i nauczenia go innych, bardziej konstruktywnych rozwiązań. Warto więc mieć na uwadze, że przyjście do psychoterapeuty to  akt odwagi, by zmierzyć się ze swoją słabością oraz z trudem budowania relacji terapeutycznej opartej na zaufaniu, co nie dla wszystkich jest łatwe. O ile prościej jest skorzystać z pomocy mechanika, gdy zepsuł się samochód niż z psychoterapii w sytuacji, gdy na przykład sypie się małżeństwo...


Dam sobie radę sam. Nie jest tak źle.


Na tyle, na ile to możliwe, człowiek powinien korzystać z własnych zasobów, by skutecznie radzić sobie z problemami. Nie zawsze jednak te zasoby są wystarczające, o czym świadczy fakt, że dane problemy nie tylko nie znikają, ale z upływem czasu pogłębiają się. Jeśli ktoś dotąd wykonywał "syzyfową pracę" w celu pozbycia się problemu lub umniejszał jego znaczenie, może być bardzo rozczarowany. Pijący mąż nie przestanie pić, kryzys w małżeństwie będzie się pogłębiał, a jego zwieńczeniem w "naturalny" sposób stanie się zdrada, szef stosujący mobbing w pracy jeszcze bardziej się rozzuchwali, a nieleczona depresja może doprowadzić nawet do śmierci samobójczej... W takiej sytuacji koniecznie należy zgłosić się do psychoterapeuty. 


Sytuacja, gdy osoba z naszego otoczenia, która w oczywisty sposób powinna poddać się psychoterapii, zrobi to sama pod wpływem naszej sugestii, należy do rzadkości. W takiej sytuacji współmałżonek osoby pijącej czy na przykład chorującej na depresję, sam powinien zgłosić się do psychoterapeuty aby nie tylko ochronić siebie przed negatywnymi skutkami tych zaburzeń swojego członka rodziny, ale też by lepiej poznać mechanizmy rządzące się jego chorobą. Bardzo możliwe, że dzięki temu współmałżonek finalnie też trafi na psychoterapię. Argumentem, którym można spróbować się posłużyć jest zaproponowanie takiej osobie, by udała się nią terapię nie z powodu własnego dobra, ale dla dobra dzieci, żony, męża. To rodzaj motywacji zewnętrznej, która może być korzystna na początku psychoterapii, a która ostatecznie zmierza w kierunku motywacji wewnętrznej klienta. Przychodzi więc moment, kiedy zdaje on sobie sprawę, że jest w terapii z uwagi na siebie samego, a nie z uwagi na otoczenie, i z tych powodów chce ja kontynuować.


Katolik na kozetce


Nie, nie, nie ! Kozetka, na której kładzie się klient, to stereotypowe wyobrażenie zaczerpnięte z psychoanalizy (będącej jednym z nurtów w psychoterapii). W rzeczywistości gabinet psychoterapeuty jest przyjaznym miejscem, gdzie po prostu się siada. Psychiczny i fizyczny komfort klienta jest więc kluczowy. 

Psychoterapeuci pracują metodami, które opierają się na różnych tzw. szkołach psychoterapii. Do najczęściej praktykowanych należą: psychoterapia psychodynamiczna, poznawczo-behawioralna, Gestalt, integratywna i systemowa.  

Jednym z zadań każdego psychoterapeuty jest takie prowadzenie klienta przez proces zmiany, by nie ingerował on w jego system wartości i światopogląd. A więc teoretycznie katolik powinien czuć się u psychoterapeuty bezpiecznie i w większości przypadków tak właśnie będzie. 

- Dopiero na terapii uświadomiłam sobie, że moje uleganie matce jest kompletnie nie po Bożemu - wspomina Kasia. - Wzięłam w końcu ślub kościelny, a Piśmie Świętym jest wyraźnie napisane: "Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i złączy się ze swoją żoną, i będą oboje jednym ciałem. A tak już nie są dwoje, lecz jedno ciało. Co więc Bóg złączył, niech człowiek nie rozdziela." (Mt 19, 5-6). A ja bardzo długo nie umiałam postawić swojej mamie granic dlatego, że myślałam, że moja uległość wobec niej to realizacja Czwartego Przykazania. A tak nie jest.

Warto mieć też tę świadomość, że istnieją pewne koncepcje filozoficzne, które "wkradły się" do niektórych metod psychoterapii,  które są zagrożeniami duchowymi dla katolika. Należą do nich tzw. ustawienia Berta Hellingera, które czerpią z duchowości niechrześcijańskich. Jakkolwiek ustawienia te nie są psychoterapią sensu stricte, a najczęściej krótkotrwałą metodą praktykowaną w ramach warsztatów, to katolik powinien zdawać sobie z tego sprawę.

Osobom, które chciałyby w sposób jednoznaczny w swojej psychoterapii odnaleźć wartości chrześcijańskie, polecamy Stowarzyszenie Psychologów Chrześcijańskich, których listę można znaleźć na stronie www.spch.pl


Łódź od Pana Boga



"Pewnego dnia zdarzyła się w pewnej wsi powódź. Pewien mężczyzna chcąc się ratować, wszedł na dach swojego domu i czekał tam na to, co się wydarzy. Tymczasem woda podchodziła coraz wyżej. Gdy sięgała mężczyźnie do kolan, podpłynęła do niego łódź, a człowiek z łodzi zwrócił się do mężczyzny na dachu:
-Wsiadaj do naszej łodzi! Uratujemy cię !
Jednak mężczyzna odpowiedział mu:
- Nie trzeba, ja jestem wierzący. Bóg na pewno mnie uratuje!
Mężczyzna został, a łódź odpłynęła. Gdy woda podeszła mu już do pasa, przypłynęła kolejna łódź. Ludzie z łodzi znów zachęcali go do tego, by wsiadł, jednak on odpowiedział im to samo, co poprzednim razem. Tymczasem woda znowu podeszła wyżej i sięgnęła mężczyźnie już do piersi. Przypłynęła trzecia już łódź, z której ludzie wołali:
-Wsiadaj natychmiast! Za chwilę utoniesz!
Jednak mężczyzna pozostał nieugięty i odpowiedział im:
- Nie utonę! Bóg na pewno mnie uratuje!
Łódź odpłynęła, a mężczyzna utonął. Trafił prosto do nieba i od razu poszedł z pretensjami do Boga:
- Dlaczego mnie nie ratowałeś? Przecież ja tak bardzo w Ciebie wierzyłem, tak bardzo Ci ufałem!
Bóg na to odpowiedział mu spokojnie:
- To nieprawda, że cię nie ratowałem. Wysłałem przecież po ciebie aż trzy łodzie ratunkowe, jednak ty z żadnej z nich nie chciałeś skorzystać.


Tę przypowieść zna zapewne wielu katolików. Nie zapominajmy więc o tym, że Pan Bóg chcąc nas przemieniać, doświadczając trudnościami, posługuje się też ludźmi. Nic nie dzieje się przypadkiem. Osoby, które sugerują nam psychoterapię, także nie są przypadkowe - podobnie jak lekarze, mechanicy samochodowi, czy w końcu psychoterapeuci, którzy mogą być narzędziem w rękach samego Boga, za pomocą których nasze życie - pod wpływem Krzyża, który ktoś pomoże nam nieść - może stać się błogosławione. Pamiętajmy też, że trudne emocje, a więc w konsekwencji nierozwiązane problemy emocjonalne, traumatyczne przeżycia, są furtkami, przez które zły ma łatwiejszy dostęp do naszej duszy. Uporządkowanie ich na psychoterapii w przestrzeni psychicznej to też jeden ze sposobów poradzenia sobie z grzechem. Warto mu się przyjrzeć. Na początku można rozejrzeć, się, czy nie puściliśmy wolno jakiejś kolejnej łodzi ratunkowej, do której warto było wsiąść...




Więcej na: https://deon.pl/wiara/rekolekcje-wielkopostne/ktore-nurty-w-psychoterapii-sa-grozne-dla-katolika-psychomity,513582