Wesprzyj fundację
0
0

Jądro życia jest w moim domu

Jądro życia jest w moim domu

Jądro życia jest w moim domu

"Byłyśmy dziś w sklepie z niepotrzebnymi przedmiotami. Chciałam kupić tabliczkę z napisem - relacjonuje na Facebooku Beata Potocka, mama zastępcza sześciu niezwykłych dziewczynek. - Wśród wielu sentencji znalazłam tę: NIE MA LUDZI IDEALNYCH (A JEDNAK JESTEŚMY – to ważny fragment cytatu, bowiem moje Dzieci są idealne, takie jakie są). Zrobiłam głosowanie. Tabliczka została przegłosowana sześcioma głosami (tylko Joanna wybrała inną). To bardzo dobra wiadomość. Dla mnie  oznacza, że proces wychowawczy przebiega prawidłowo. A Joanna potrzebuje jeszcze trochę czasu, by zagłosować jak Jej siostry...

Ania, Weronika, Angela, Agnieszka, Joasia,  Nikola oraz ich Mama, która wybrała je na swoje córki, tworzą niezwykły, "babski" dom. Taki, w którym nawet najgłębsza niepełnosprawność - w tym zespół Downa i FAS (Płodowy Zespół Alkoholowy) nie stoją na przeszkodzie, by żyć pełnią życia codziennie zanurzając się w źródle Nieskończonej, bezwarunkowej Miłości.  Poznając tę odważną Mamę i jej wielkie serce, zastanawiam się, ile prawdy jest w napisie z tabliczki, której Joasia nie chciała kupić...



Mam takie spostrzeżenie, że choć słusznie mówi się dziś dużo o rodzinach zastępczych, potrzebach i krzywdach dzieci, to o rodzicach zastępczych słyszy się niewiele...



Nie zgodzę się z Panią. Niedawno, 30 Maja  świętowaliśmy Dzień Rodzicielstwa Zastępczego. Prowadzę też małą fundację, ukierunkowaną na pomoc rodzicom, które przyjęły do swoich rodzin dzieci niepełnosprawne. Co roku organizujemy akcję, na którą zapraszamy Mamy - to taki "Dzień dla Mam". Angażujemy wówczas organizacje i osoby, które umilają im ten dzień. Odbywają się  sesje zdjęciowe, dostają prezenty.



To fantastyczne! Przyznaję, że pierwszy raz dowiaduję się od Pani o takiej inicjatywie. Generalnie jednak mam wrażenie, że w mainstreamie rodzice ci są marginalizowani...


Ma pani rację. Ja też jestem taką mamą, która zobaczyła, że o te mamy zastępcze nikt się nie troszczy. W związku z tym uznałam, że trzeba to zrobić.



Jest Pani Mamą 6 niezwykłych dziewczyn. Każda z nich ma orzeczoną niepełnosprawność. Nikola jest karmiona za pomocą PEG'a (to karmienie, które umożliwia podanie pożywienia do żołądka). Jest Pani samodzielną Mamą, prowadzi Pani fundację... Jak Pani to robi ?



Nie wiem, normalnie. Robię jeszcze inne rzeczy. Trochę pracuję zawodowo dla higieny psychicznej - na Uniwersytecie Trzeciego Wieku prowadzę zajęcia dla kobiet. Bardzo lubię pracę ze starszymi ludźmi. Działam także w Ogólnopolskiej Koalicji Na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej. To wszystko jest możliwe i potrzebne ale to jest na zasadzie, że jest coś za coś  - ja na przykład nie mam życia towarzyskiego. Moja doba nie jest inna niż doba innych ludzi. Niektórych rzeczy po prostu nie robię. Mam inaczej ustawione priorytety. To o to chodzi.



Czysty dom ?



To nie jest możliwe. Nieustannie próbuję i przegrywam. To  "syzyfowa praca". Staram się, by dom wyglądał przyzwoicie. Moje dziewczynki są osobami, które nie są  samodzielne. Trzeba je po prostu fizycznie obsługiwać.



Kiedy pojawiła się u Pani myśl o zostaniu rodziną zastępczą ?



Pierwsza myśl by nią zostać pojawiła się, gdy miałam ok. 20 lat. Poszłam wówczas do MOPRu o tym porozmawiać.  Nie byłam wówczas do tego dojrzała i gotowa ale ta myśl towarzyszyła mi bardzo długo. Myślę, że by być rodzicem zastępczym i przyjąć dziecko do rodziny trzeba być osobą dojrzałą, metryka jest drugorzędna. Znam osoby młode, które są bardzo dojrzałe. Gdy przyjęłam Anię, miałam 35 lat. Dopiero wówczas poczułam się dojrzała na ten krok. W tych moich myślach o rodzicielstwie zastępczym nie było jednak myśli o dzieciach niepełnosprawnych. 



Jako pierwsza pojawiła się w Pani życiu Ania.. 



Ania pojawiła się wtedy, gdy ja już zdecydowałam o tym, że zostanę rodzina zastępczą. Po prostu się spotkałyśmy. Nie mam swoich biologicznych dzieci, co było moją świadomą decyzją. Chcąc dobrze przygotować się do roli mamy zastępczej, chciałam sprawdzić, czy to jest taka moja idea, marzenie, czy ja w ogóle umiem być w relacji z dziećmi. Z tych powodów poszłam pracować jako wolontariuszka do świetlicy socjoterapeutycznej. To tam poznałam Anię... 



Czy to było tak, że coś "zaiskrzyło" i od razu wiedziała Pani, że to jest TO dziecko ? 



Ja spotkałam wszystkie swoje dzieci. I zawsze gdzieś po drodze pojawiała się ta iskra. Potem, oczywiście trzeba było to wszystko sformalizować, zrobić kursy. To były inne czasy. Jeśli chodzi o pieczę zastępczą, to rzeczywistość bardzo zmieniła się przez ostatnią dekadę.



Na czym polegają te różnice ?



Zmieniło się - co jest bardzo dostrzegalne -  myślenie o dziecku, jego potrzebach i prawach. Pojawiły się pytania, jak powinna wyglądać rola rodzica. Jeszcze 10 lat temu można było usłyszeć taki głos, iż rodziny zastępcze nie powinny wiązać się z dziećmi. Że to nieprofesjonalne.  Twierdzono, że dzieci nie powinny zwracać się "mamo" do mamy zastępczej. To się zmieniło. Dziś widzimy, że relacje są poza wszelkimi procedurami. Jeśli rodzi się miłość, to może ona urodzić się w rodzinie zastępczej, adopcyjnej i każdej innej.



Czy miała Pani obawy, gdy już zawiązała się między Wami ta więź, że zdarzy się cos niekontrolowanego i straci Pani swoje córki ?



Absolutnie nie. Nigdy. Jeśli chodzi o starsze córki, to w trosce o ich prywatność, nie chcę mówić o ich sytuacji. Młodsze córki z kolei nie mają kontaktu z rodzicami biologicznymi, mama jednej z nich nie żyje. Niektóre moje córki są adoptowane, niektóre są w pieczy zastępczej. Wszystkie one są moimi córkami. Nigdy nie miałam takich obaw, że je utracę.



Dziewczyny mają różne formy i stopień zaawansowania swoich niepełnosprawności. Czy tak po ludzku się Pani nie bała, nie zadawała sobie pytania: jak ja sobie poradzę ?



Oczywiście, że się bałam. I to bardzo. Nadal miewam ten lęk. Cały czas się uczę, pojawiają się nowe wyzwania np. niebawem młodsze córki wkroczą w wiek dojrzewania. Przed przyjęciem dzieci bardzo się bałam i niewiele umiałam. Wychodzę z założenia, że gdy pojawia się zadanie do wykonania, to pojawiają sie też siły. Świat sprzyja. Kiedy przyjęłam Agnieszkę, koleżanka z liceum zaoferowała mi swoją pomoc. Jako mama 4 dzieci, przez pierwsze miesiące uczyła mnie bycia mamą. Bez niej byłoby mi bardzo trudno. Generalnie wspierały mnie kobiety.



Kiedy doświadcza się tego lęku, to co się z nim robi ? Bo on przecież nadal jest.. Czy można go oswoić, zaopiekować się zrobić z nim coś sensownego ?



Lęk jest informacją, że może wydarzyć się coś trudnego i trzeba się na to przygotować. Myślę o sobie w taki sposób, że nieustannie staję się matką moich córek. Nigdy nie będę mamą "gotową", ciągle się muszę czegoś uczyć, przechodzić przez kolejne etapy.  To, co mogę robić, to przygotowywać  się i nie być nadmiernie surową w stosunku do siebie. Na to, co ma nastąpić przygotowuję też swoje dziewczyny.



Czy miewa Pani takie momenty, gdy puszczają nerwy i chciałaby Pani uciec na koniec świata ?



Taki moment kryzysu miałam na początku pandemii. Kiedy otworzyłam komputer i zobaczyłam milion zadań moich córek do zrobienia. Wiedziałam, że ich nie zrobimy. Uznałam wówczas, że to nie jest nasz priorytet - dzięki temu nastawieniu przezwyciężyłam wtedy ten kryzys. Czas pandemii był trudny - głównie jego początek w zamknięciu ale relacyjnie był to dla nas fajny czas. To był jedyny, największy dotąd kryzys. Wszystko rozchodzi się o kwestię ustawienia priorytetów. By to przetrwać, przez pierwszy miesiąc musiałam uznać, że edukacja nie jest dla nas najważniejsza, bo ważniejsze jest nasze zdrowie psychiczne. 



W jaki sposób czerpie Pani z obecności dziewczyn i relacji z nimi ?




Dziewczyny dają mi bardzo wiele, nie da się tego wyrazić jednym słowem. Ustawiają priorytety, pokazują co jest ważne. I to nie jest taki banalny zwrot. Tak naprawdę jest. Dwie córki są z zespołem Downa, Nikola ma FAS. Gdy do nas trafiła, była w tragicznym stanie. Tak naprawdę ważyły się losy jej życia. Po takich granicznych doświadczeniach, samo życie jest wartością w pełni. Jądro życia jest w moim domu. Na pewno jestem inna. To znów ma związek z z hierarchią życiowych spraw. 



Co dziewczyny dają sobie na wzajem, jakim są rodzeństwem? 



To, co czerpią najstarsze córki, to wrażliwość. Ale też umiejętność postawienia czoła innych ludziom. Gdy pojawiamy się w miejscu publicznym, to wszystkie oczy skierowane są na nas. Nie zawsze są to spojrzenia pełne życzliwości i przyjaźni. Moje dziewczyny czasem reagują tak, że zadziwiają. Potrafią zadbać o przestrzeń dziewczynek (tę psychologiczna i fizyczną), adekwatnie skomentować sytuację. Gdy wybrałyśmy się do cyrku, ludzie siedzący przed nami nieustannie się odwracali, nawet tego nie ukrywali. Jedna z córek powiedziała w końcu wskazując ręką na arenę: "Arena jest tam !" Dziewczyny fajnie sobie radzą i są bardzo uwrażliwione na drugiego człowieka. Byłam dziś z Agą w sklepie. Kupiła sok i zaraz wróciła by wziąć też drugi dla Joasi.  Te dziewczyny, które są w podobnym wieku, wspierają się ale też i kłócą. 



Czy w Waszym "Babińcu" jest jeszcze przestrzeń na mężczyznę  u Pani boku, i potencjalnego brata dla dziewczyn ?




Odpowiedz w obu przypadkach brzmi "nie". Moja małżeństwo nie przetrwało. Nie spodziewam się, by ten stan się zmienił. Nie zabiegam też o to. Nasz dom to "babiniec"  - bardzo kobiecy dom, życie toczy się wokół typowo kobiecych spraw. Mały chłopiec nie czułby się w nim dobrze. Pierwiastek męski jednak pojawia się w naszym domu. Starsze córki mają już swoich chłopaków, którzy do nas wpadają. Bywa pan rehabilitant, a także mój mój brat, który mnie wspiera. Mężczyźni są obecni w naszym życiu i są oni ważni. 



Myślę sobie, że aby dać tak wiele, jak Pani daje, trzeba najpierw mieć skąd zaczerpnąć. Czy otrzymała Pani wystarczająco dużo miłości od swoich rodziców, by móc dawać ją dalej ? 



Pewnie dostałam - co do tego nie mam wątpliwości. Ale moje dzieciństwo było też dzieciństwem trudnym. Z perspektywy dorosłej kobiety patrzę na te trudne doświadczenia jako na takie, które pozwalają mi funkcjonować w sytuacjach niełatwych życiowo. Byłam przyzwyczajona do niesprzyjających  warunków. Takie dzieciństwo  często wpisane jest w życiorysy dorosłych ludzi. I można się nad tym zatrzymywać i użalać się nad sobą, ale można też z tego zaczerpnąć. Nie da się zmienić przeszłości, ale można wyciągnąć z niej to, że dała pewien zasób do funkcjonowania w momentach niesprzyjających. Myślę, że ja z tego korzystam. 



Zastanawiam się nad tym, czy u rodziców zastępczych pojawia się jakieś pierwiastek trudnego dzieciństwa i wpływa on na wybór o byciu rodziną zastępczą...



Samo trudne dzieciństwo nie wystarczy. Musi zostać ono jakoś przepracowane i zaopiekowane. Za pomocą terapii, czy w formie drogi duchowej. Nie ma jednej identycznej metody dla wszystkich. Każdy radzi sobie inaczej. Jedno jest pewne:  nie da się udzielić dobrego wsparcia innym mając nieprzepracowane swoje własne deficyty...



Dziękuję serdecznie za rozmowę.


Rozmawiała: Iwona Duszyńska





Beata Potocka,  Mama zastępcza i adopcyjna 6 wspaniałych córek w wieku 9 do 20 lat: Ani, Weroniki, Angeli, Agnieszki, Joasi i  Nikoli. Z zawodu i wykształcenia pedagożka.  Przewodzi Pomorskiej Fundacji na Rzecz Rodzinnej Opieki Zastępczej – "Ania" wspierającej innych rodziców zaangażowanych w pieczę zastępczą:

https://www.facebook.com/Pomorska-Fundacja-na-Rzecz-Rodzinnej-Pieczy-Zast%C4%99pczej-Ania-116237529822565


Prowadzi na Facebooku  fanpage Uśmiechnij się - jesteś w domu: 

https://www.facebook.com/profile.php?id=100057066834880


Autorka książki pt. "Ratujmy Świat" - książki społecznej. Jak czytamy na jej profilu - "To sześć historii opowiadających o niezwykłych Dzieciach, o niezwykłych relacjach. To książka  o naszym obowiązku wobec najsłabszych. To książka o tym, jak łatwo uratować świat. Świata jednego Dziecka."

Więcej o książce znajdziecie tutaj:

https://www.facebook.com/Ratujmy-%C5%9Awiat-105541584509998