Wesprzyj fundację
0
0

Kiedy cierpi dziecko. Cz.1

Kiedy cierpi dziecko. Cz.1

Kiedy cierpi dziecko. Cz.1

O problemach związanych ze zdrowiem psychicznym dzieci i młodzieży, a szczególnie z dostępem do profesjonalnej pomocy terapeutycznej, mówi się od dawna. Psychoterapia dzieci i młodzieży jest dziedziną, która prężnie się rozwija w odpowiedzi na coraz bardziej powszechne trudności emocjonalne, które stają się udziałem najmłodszych. Kłopoty w szkole i grupie rówieśniczej, nieobecność emocjonalna zapracowanych rodziców, rozwody, a w ostatnim czasie niekończąca się lista zaburzeń będących następstwem pandemii - wszystko to sprawia, że objęcie dzieci specjalistyczną opieką staje się bezwzględną wręcz koniecznością. Szerzej o takiej formie pomocy opowiada Anna Dziwoki - psychoterapeuta dzieci i młodzieży pracująca w Fundacji Kornice, w pierwszej części rozmowy z Iwoną Duszyńską.


Na początku naszej rozmowy chciałabym zaspokoić ciekawość naszych Czytelników oraz swoją własną. Kim jest Anna Dziwoki i czym dokładnie się zajmuje ?


Podstawowa funkcja Ani Dziwoki to jest bycie mamą trójki dzieci i żoną, którą jest od 17 lat. To pierwsze i podstawowe moje zadania. Emilka ma 15 lat , jest pierwszoroczną licealistką, Maciek w tym roku skończy 13 lat, jest w 7 klasie. No i jest jeszcze roczna Helenka. Po długiej przerwie wróciliśmy do pieluch, co jest akurat bardzo ubogacające. Jest oczkiem w głowie nas wszystkich. 

Od 3 lat zajmuję się psychoterapią dzieci i młodzieży. Pracuję też z całymi rodzinami. Przede wszystkim jednak pracuję z dziećmi, niemniej nie mam możliwości nie zahaczyć o rodziców - nie ma takiej opcji i sobie tego nie wyobrażam, by w terapii pominąć rodziców. Zarówno w przypadku dzieci, jak i młodzieży. Wszystko się ze sobą łączy więc w mniejszym lub większym stopniu ci rodzice muszą pojawić się w terapii. 


W jaki sposób przebiega taka współpraca z rodzicami ?


Zdarza się, że w przypadku młodzieży pracujemy indywidualnie, a w którymś momencie zapraszamy rodziców do terapii, jeśli są na to otwarci Zazwyczaj są. Ta współpraca może mieć też formę konsultacji z rodzicami, co umożliwia rodzicom zrozumienie dorastających nastolatków, zobaczenie ich problemów z innej perspektywy - nie tylko z perspektywy rodzica. W taki sposób prowadzę psychoedukację dla rodziców, która ma na celu zwiększenie umiejętności komunikacyjnych z dziećmi i młodzieżą i zrozumienie trudności, jakie przeżywają. 

Pierwsze konsultacje powinny odbywać się bez dzieci, gdyż nie wszystko mówi się przy dzieciach. Staram się to praktykować. Ale są też rodzice, którzy na pierwsze spotkanie przychodzą razem z dzieckiem. 


W ostatnich latach coraz częściej pojawia się temat psychoterapii (nie - pomocy psychologicznej) dzieci i młodzieży, która jeszcze kilkanaście lat temu zarezerwowana była dla osób dorosłych...


Ostatnie lata pokazały, że  psychoterapia dziecięca zaczęła być bardzo potrzebna, podobnie jak edukacja i kierowanie rodziców. Coraz więcej zaczęto mówić o problemach dzieci. 

Rodziców w bardzo dużym zakresie włącza się w psychoterapię dzieci. Sama psychoterapia dzieci stricte polega na innym rodzaju pracy niż z młodzieżą czy  z osobą dorosłą. Z dziećmi pracuje się przede wszystkim na zabawie, na rysunku, na rozmowach prowadzonych w kontekście bajek terapeutycznych. Zawsze się śmieję, że w ten sposób wchodzę z dzieciakami w etap przedszkolny. W trakcie tej zabawy, czy rysowania można dużo zaobserwować i uzyskać informacje o tym, co dziecko przeżywa, jak postrzega świat. Proponując odpowiednie rysunki, opowiadania bądź zabawy, pomagam dziecku radzić sobie z emocjami takimi jak lęk, złość oraz z ich wyrażaniem. To także sposób na poradzenie sobie z rywalizacją obecną wśród rówieśników, czy w rodzeństwie. W ten sposób można "przemycić" konkretną pomoc. To więc coś odmiennego niż praca z nastolatkiem czy osobą dorosłą. 


W jakim wieku są dzieci, z którymi Pani pracuje ?


Najmłodsze z nich to maluszki w wieku ok. 3 lat. Mamy też grupy terapeutyczne składające się z 4 i 5-latków. Wiele zależy też od problemów, jakie pojawiają się u dzieci. 


Jakie problemy mogą pojawić się u takich maluszków ?


Z tym jest bardzo rożnie. Są problemy adaptacyjne, lęki, wycofanie, nieśmiałość. Mam do czynienia z samouszkadzaniem typu drapanie, wyrywanie włosków, wygryzanie wręcz paznokci. Takie sytuacje pojawiają się już u maluszków. Trzeba poszerzać diagnozę i szukać głównego czynnika sprawczego. 


Co niepokojącego może się zadziać z dziećmi na etapie wczesnoszkolnym ?


Teraz z racji pandemii na pierwszy plan wysuwają się problemy zamknięcia [w sobie przyp. red.], lęki przed szkołą. To także problemy adaptacyjne w szkole. Tym dzieciom łatwiej jest siedzieć w domu. Jest też sporo uzależnień internetowych, uzależnień od gier. Powszechne są też zaburzenia emocjonalne polegające na braku umiejętności wyrażania swoich emocji. Gdzie dziś dzieci mają się tego uczyć ? 


Myślę, że to jest coś strasznego. Siedzenie przed komputerem, maski na twarzach - moje osobiste zdanie jest takie, że to jest zbrodnia na dzieciach.


Uczę dzieciaki tego, po czym poznajemy emocje. Po czym poznają, że ktoś może być zły. Po czym mają to poznać, jak nie widzą czyjejś twarzy ? Zmienia się uczenie tych dzieciaków, że wyraz twarzy może pokazać emocje. Większość dorosłych i dzieci w szkole ma maski. 

U starszych dzieci mierzymy się z maskami innego rodzaju. Chodzi o ich "zakładanie masek". Są innymi osobami siedząc przed komputerem, innymi w szkole. To jest wygodne, tego się nauczyli. Uczymy się więc "ściągania tych masek". To proces długofalowy. Coraz częściej pojawiają się anoreksja i bulimia, samookaleczanie.

Rodzice bardzo często pytają, ile potrwa terapia. Nie jest możliwe określenie tego na początku, czy na etapie konsultacji. Ustala się jakieś cele z rodzicami, do czego dążymy, a potem się to weryfikuje.

Bardzo jest dla mnie ważna - co wielokrotnie zaznaczam - współpraca z rodzicami. Możliwość udzielenia im moich informacji zwrotnych, jak i usłyszenie o spostrzeżeniach rodziców w trakcie terapii. To dla mnie bardzo ważne.  


Co stało za Pani decyzją, by zostać psychoterapeutą dziecięcym ?


Przed długie lata pracowałam w OPS (w Ośrodku Pomocy Społecznej). Myślę, że brak narzędzi w tym miejscu do pracy w  takiej formie spowodował, że skierowałam swoje kroki na drogę psychoterapii. Brak możliwości dogłębnej pomocy - takiej, jak ja oczekiwałam - skłonił mnie do specjalizacji psychoterapii dzieci i młodzieży. Przede wszystkim jednak to, że od lat ma miejsce brak specjalistów zajmujących się dziećmi i młodzieżą. Pracując w OPS miałam związane ręce więc wybrałam tę ścieżkę.  Problemy, z jakimi miałam do czynienia pracując w OPSie są tożsame z tymi, z którymi pracuję obecnie. Jednak dotyka się ich z całkiem innej strony - można podziałać psychoedukacyjnie z rodzicami, niekoniecznie terapeutycznie. Można bardziej skutecznie pokazać, w jaki sposób poszukać pomocy. Tutaj pokazuje się też rożne oczekiwania instytucji: sądu, szkoły, OPS itd. W pracy socjalnej miałam ograniczone możliwości udzielania pomocy. Psychoterapia umożliwia dojrzewanie do pewnej decyzji o tym,  by podjąć samodzielnie jakieś działania.


W jaki sposób współpracuje Pani z Rodzicami, którzy mają swoje dzieci w terapii ? Czy otrzymują oni jakieś "specjalne zadania" na zasadzie: "Proszę się zachowywać tak i tak", "Nie robić tego, robić to"  ?


To zupełnie nie o to chodzi. Nie jestem "złym policjantem". Myślę, że trzeba to przekazać na miarę zasobu rodzica. Warto podbudować rodzica i podsunąć mu jakiś pomysł, jak zrobić coś jeszcze lepiej. Bardzo sobie cenię pracę na zasobach rodziców. Czasem jest ich mało, ale naprawdę czasami jeden wystarcza. Ogromnym zasobem jest już to, że rodzic pojawia się w gabinecie. Na początku nie potrzeba nic więcej bo sam ten fakt to już wielka rzecz. 

Oczekuję, by rodzice na początku przyszli sami bez dziecka. Niestety, często zdarza się tak, że jak już przychodzą i siadają razem z dzieckiem, zaczynają mówić o nim same negatywne rzeczy. Mówię więc często: "A powiedzcie coś dobrego o tym nastolatku". Często zapada milczenie. A ja pracuję na zasobach. Podkreślam to, że rodzice przyszli, pozmieniali swoje plany. To jest fantastyczne. Czasem wystarczy okazać troskę, pocieszenie tak potrzebną rodzicom przy zbuntowanych nastolatkach. 


Niektóre nastolatki jednak się nie buntują. A jak nie ma buntu - nie ma rozwoju...


Ja jestem zdania, że on jednak w jakimś momencie, choćby był niewielki, to jednak się pojawia. Dzieciaki mogą się z nami nie zgadzać i nie zawsze wypowiedzą to na głos. Mają pełne prawo się z nami nie zgadzać. My też nie zgadzaliśmy się we wszystkim z naszymi rodzicami i to jest całkiem naturalne. Warto więc im mówić, by próbowali tej niezgody w naszych domach.


Rodzina to jest pierwsze "pole bitwy". Trzeba trochę potestować tych rodziców, by później móc zawalczyć o swoje w świecie pozarodzinnym.


Tak, zgadza się. Warto, by nastolatkowie właśnie tego próbowali. To nie musi się odbywać na ostrzu noża. Ważne jest, by uczyć dzieciaki asertywności, ale też takiej nieagresywnej oraz nieulegania. Dzieci, które są asertywne nie muszą się aż tak buntować. 


Pracuje Pani w dwóch poradniach i w Fundacji Kornice. Co może Pani powiedzieć o postawach wychowawczych rodziców, z którymi ma Pani kontakt ?  


Z tym jest bardzo różnie. Są rodzice bardzo otwarci i bardzo świadomi tego, co się dzieje. Są też rodzice nadopiekuńczy nie chcący pozwolić dziecku na popełnianie błędów. Sztuką jest bowiem też to, by dziecko popełniało błędy i się na nich uczyło. 

Zdarzają się też tak zwani  rodzice "starej daty". To rodziny, gdzie funkcję opiekuńczo-wychowawczą przejmuje mama, a ojciec się w nią nie włącza. Osobiście zawsze mocno akcentuję, jak ważną rolę w wychowaniu odgrywa ojciec, a szczególnie już w okresie nastoletnim. Zawsze to zaznaczam i podkreślam. Zapraszam na wizytę ojca. Powinien pojawić się choćby na jednej z sesji. Nieobecność ojca [w terapii, w życiu dziecka przyp. red.] to też coś, co często się pojawia [w kontekście problemów u dzieci przyp. red.] Może to być jakimś zaskoczeniem, gdyż czasy się zmieniają, a taki stan rzeczy jednak wciąż się zdarza. 

Bardzo często jednak - na szczęście - jest tak, że ci ojcowie są jednak obecni. Zdarza się też, że na terapię zgłaszają się właśnie ojcowie, a nie ma mamy. Stąd rodzi się potem pytanie, czy tej mamy w ogóle nie ma w życiu tego dziecka ? Czy ma miejsce dzielenie się obowiązkami ? To także spory problem dzisiejszych czasów. Kobiety także pracują, więc naturalnym jest, że dzielimy się tymi obowiązkami. Tej nieobecności rodziców jest więc niejako po równo. Zaznaczam zawsze, że nie może być tak, że jeden z rodziców nie uczestniczy w życiu dziecka. Zarówno ojciec, jak i mama odgrywa niezwykle ważną rolę w wychowaniu i w rozwoju dzieci. 



CDN...




Anna Dziwoki - psychoterapeuta dzieci i młodzieży. Ukończyła studia na Wydziale Sztuki i Nauk o Edukacji na Uniwersytecie Śląskim. Pracuje w Środowiskowej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej, w Archidiecezjalnej Poradni Psychologicznej "Przystań" oraz na rzecz dzieci i rodziców zatrudnionych w firmie Ekookna S.A. w Fundacji Kornice. Od 17 lat jest żoną oraz mamą trójki dzieci: 15-letniej Emilki, 13-letniego Maćka oraz rocznej Helenki. Angażuje się w działalność Ruchu Światło - Życie i Kościoła Domowego. Od 8 lat regularnie uczestniczy w rekolekcjach zarówno jako uczestnik, jak i animator. Wraz z innymi współuczestniczy w niesieniu zróżnicowanej pod względem form pomocy rodzinom w potrzebie, ze szczególnym uwzględnieniem pomocy dzieciom niepełnosprawnym i nieuleczalnie chorym oraz ich rodzicom i rodzeństwu. "Najważniejsze wtedy jest to, że jest przy rodzicach ktoś, kto pokaże jakieś światełko" - zapewnia.  Wolny czas najchętniej spędza z najbliższymi. Nie może żyć bez Boga, Który prowadzi ją jako matkę, żonę i specjalistę.