Wesprzyj fundację
0
0

Lekarz Dusz

Lekarz Dusz

Lekarz Dusz

Miał 22 lata i już wówczas, jako młody seminarzysta wiedział, że zostanie duszpasterzem małżeństw starających się o potomstwo. Od niespełna dekady ks. Kazimierz Musioł towarzyszy małżonkom dotkniętym problemem niepłodności w ramach duszpasterstwa "Droga Nadziei". O "swoich" małżeństwach, o własnej drodze, która zawiodła go do takiej, a nie innej posługi, a także o tym, co myśli o niej papież Franciszek, dowiecie się z wywiadu, którego udzielił Iwonie Duszyńskiej.


Skąd wzięło się u Księdza zainteresowanie osobami niepłodnymi i ich problemami ?


To miało miejsce już na etapie seminarium. Od zawsze miałem zacięcie medyczne i nim trafiłem do seminarium, chciałem być lekarzem. Byłem zawsze blisko wiary i Pana Boga. Ostatecznie zostałem "lekarzem dusz". 

Gdy byłem w seminarium, moja starsza siostra wyszła za mąż. Okazało się, że mają ze szwagrem trudności z poczęciem dziecka. Staranie się małżeństwa o potomstwo, sam ten fakt dotyka całego systemu rodziny. Zaczynają się żarty, czy dosadne "doptyki" ciotek" "A kiedy wy ?"  itd. Dla małżeństwa, które  stara się o maluszka, nie ma gorszego pytania. Większość pytających nie ma złych intencji, jest bowiem naturalne, że zwykle po ślubie pojawia się potomstwo. Widziałem, że siostra ze szwagrem bardzo to wszystko przeżywają. Byłem na 2-gim roku seminarium, a siostra w tym czasie miała już za sobą 2 lata starań. Choć miałem wtedy tylko 22 lata,  pojawiła się u mnie taka refleksja, że to jest trauma, Krzyż i że trzeba w to wszystko pop prostu wpuścić Pana Boga. Pomyślałem, że chciałbym się zająć tym problemem. Był to akurat czas, gdy szukaliśmy seminariów magisterskich. Udałem się więc do jednego z promotorów z pragnieniem napisania pracy właśnie o małżeństwach starających się o potomstwo np. z teologii moralnej. Profesor uznał jednak, że jestem na to za młody na taki temat. A był jedyny profesor, u którego można było go podjąć. Kolejny profesor też odprawił mnie z kwitkiem. To był 2006 rok. Były to nie tak odległe czasy, jednak o niepłodności wciąż mówiło się za mało. Ostatecznie napisałem pracę o Zespole Pieśni i Tańca "Śląsk", który był i jest moją drugą pasją. Siostra i szwagier nadal starali się o potomstwo, a we mnie temat ciągle siedział...


Jak potoczyła się dalej historia Księdza siostry i szwagra ?


Po 6 latach skończyłem seminarium, przyjąłem świecenia i trafiałem na swoją pierwsza parafię do Michałkowic. Kilka miesięcy po moich święceniach, moja siostra zaszła w ciążę. Okazało się, że jest to ciąża bliźniacza. Bardzo się wszyscy w rodzinie cieszyliśmy.  Leczenie zabrało siostrze i szwagrowi kilka lat życia ale na pół roku przed poczęciem "odpuścili temat", choć nie byli z tym do końca pogodzeni. Lekarze stwierdzili bezpłodność idiopatyczną i uznali, że nie ma przeszkód medycznych, by siostra zaszła w ciążę. Siostra szczęśliwie urodziła bliźniaki - Szymona i Julię, które są teraz w 3 klasie. Fajnie się rozwijają, są wielką radością. Ciąża siostry była ciążą z komplikacjami. Pojawiła się toksoplazmoza, która jest wielkim zagrożeniem dla zdrowia i życia dzieci, cukrzyca, puchnięcie. Było sporo strachu. Dzieci szczęśliwie urodziły się zdrowe choć poród odbył się przedwcześnie. Lekarz przyjmujący siostrę do szpitala powiedział nieopatrznie: "Ale pani nie może ich teraz urodzić. One nie przeżyją." To był koniec 7-go miesiąca. USG wykazywało, że maluszki mają niewykształcone płuca, zbyt niską wagę. Pamiętam -  był piątek wieczór, gdy siostra znalazła się w szpitalu. Mocno się modliliśmy o szczęśliwe rozwiązanie. Podczas tego weekendu, w niedzielę odbyła się pielgrzymka do Matki Bożej Piekarskiej - taka sierpniowa, kobieca pielgrzymka do Piekar. W Michałkowicach ludzie do dziś wspominają, jak poprosiłem wszystkie uczestniczące w niej kobiety, by pomodliły się ze moją siostrę... Był różaniec... W poniedziałek okazało się, że dzieci urodziły się z wykształconymi w pełni płucami i nie musiały nawet być w inkubatorze. Julka ważyła 2600 g, a Szymon 2900 g. Waga była więc prawidłowa. Widzę w tym wszystkim cud Pana Boga. Cała ta osobista historia stała się dla mnie jeszcze większym motorem do działania w Duszpasterstwie "Droga Nadziei".  Posługując w nim, często odwołuję się do przykładu mojej siostry. I w taki sposób to duszpasterstwo się rozwija. Jest w nim pewna rotacja i liczy ono średnio od kilkunastu do 30 małżeństw. 


Historia siostry była dla Księdza niesamowitą inspiracją. Jak to się więc stało, że w końcu został Ksiądz duszpasterzem wspólnoty "Droga Nadziei" w Diecezji Katowickiej ? 


Mniej więcej w tym samym czasie, gdy moja siostra zaszła w ciążę, do proboszcza w mojej parafii zgłosiła się para małżonków z problemem niepłodności. Małżonkowie zapytali, czy byłaby możliwość zorganizowania w parafii spotkań dla małżeństw starających się o potomstwo. Muszę tu dodać, że ja się dotąd kompletnie nie ujawniałem z tym, że to taki temat, który jest mi bardzo bliski. Pamiętam, że akurat jedliśmy kolację. Przyszedł proboszcz i spytał, co o tym myślimy. W tej jednej chwili wszystkie "puzzle" ułożyły mi się w jedną całość. Powiedziałem: "Księże Proboszczu, idziemy w to ! Mam cały plan !" I takie były początki duszpasterstwa małżeństw starających się o potomstwo w naszej diecezji - diecezji katowickiej. 

Początkowo spotykaliśmy się raz w miesiącu na Mszy Świętej, jeszcze półoficjalnie. Ci małżonkowie, którzy przyszli z tym pomysłem do naszej parafii, byli wcześniej uczestnikami rekolekcji  Duszpasterstwa "Abraham i Sara" z Krakowa - jesteśmy więc takim "dzieckiem" tego duszpasterstwa. Na nasze spotkania zaczęli się zjeżdżać małżonkowie nie tylko z naszej diececzji. Tworzyliśmy ulotki, plakaty. Z jednym z takich plakatów udałem się do Kurii z prośbą by zorganizowała nam taki kolportaż diecezjalny. Kuria bardzo zainteresowała się tym tematem, bardzo się w niej ucieszyli. Ks. abp. Wiktor nawet zadekretował to duszpasterstwo jako Duszpasterstwo Małżeństw Diecezji Katowickiej. W 2012 roku zostałem jego formalnie zadekretowanym duszpasterzem. Na dekrecie, który odbierałem, widniała data ....moich urodzin. To był konkretny znak.


Jakie jest Duszpasterstwo "Droga Nadziei" ?


Naturalną sytuacją dla takiego duszpasterstwa jest to, że małżeństwa pojawiają się i odchodzą. Staram się zachęcać małżonków, do tego, by dawali nam  znać, że udało im się począć dzieciątko - nawet jeśli byli u nas tylko raz. Wielu przestaje przychodzić dlatego, że jak im się uda, to potem  czują się niezręcznie w obecności tych małżeństwo, którym (jeszcze) się nie udało. Trzeba to zrozumieć.

Dobrym duchem naszego duszpasterstwa jest s. Augustyna Milej z klasztoru Boromeuszek. Pan Bóg także medycznie błogosławi naszemu duszpasterstwu - pomaga nam przychodnia "Naturalnie", gdzie siostra pracuje jako lekarz ginekolog i naprotechnolog. Zdaniem s. Augustyny, Pan Bóg potrzebuje świadectwa tych ludzi. Wierzy, że być może trzeba nauczyć tych, którzy jeszcze czekają, cieszenia się szczęściem innych. To jest trudne, lecz bardzo oczyszczające. Ten temat pojawił się także w mojej pracy doktorskiej pt. "Duszpasterskie towarzyszenie małżeństwom z problemem niepłodności." Zrobiliśmy kwestionariusz skierowany do 460 osób starających się o potomstwo. Wykazał, że - czy chcemy tego, czy nie - zawsze będzie pewna grupa małżeństw, która nie zostanie rodzicami. 

Wyjeżdżamy na coroczne rekolekcje do Koniakowa, by pobyć tam ze sobą kilka dni. Co ważne, nasze duszpasterstwo nie jest duszpasterstwem smutnych ludzi, którym coś się w życiu nie udało bo nie mają dziecka. To duszpasterstwo małżeństw, które przeżywają trudność, bo ich pragnienie potomstwa jest czasem ogromne. Służymy przede wszystkim temu, by nie spłycać miłości, którą Pan Bóg pobłogosławił małżeństwo, ale aby ją rozwijać. Celem małżeństwa jest życie tą właśnie miłością. Pan Bóg uświęcił tę miłość i to jest istota Sakramentu. To  fundament naszego duszpasterstwa. Nasi małżonkowie nie chcą, by ktoś nad nimi płakał, czy litował się. Oni potrzebują przestrzeni do zobaczenia tego, że też są pięknym małżeństwem. Też są miłością - w żaden sposób nie mniejszą, inną, czy gorszą od miłości małżeńskiej, której owocem są dzieci. 

Marzy mi się teraz, by z okazji 10-lecia duszpasterstwa zorganizować zjazd wszystkich jego uczestników. 


Jacy są małżonkowie, którzy do Was przychodzą, a jakimi się stają opuszczając  duszpasterstwo ? 


To tak naprawdę pytanie o jakość duszpasterstwa. Czasami przychodzą do nas małżeństwa, które są bardzo poranione. Niekiedy pod płaszczykiem niepłodności, kryją się niepoukładane relacje małżeńskie. Nie jest tajemnicą, że w niektórych przypadkach nie dochodzi do poczęcia, bo ma miejsce jakiś duży konflikt, blokada psychiczna wynikająca z jakiegoś zranienia. Nawiązuję z małżeństwem kontakt, rozmawiamy i po jakimś czasie te kwestie wychodzą. Mamy małżonków poranionych próbami in vitro, poronieniami, inseminacjami. Oni wiedzą, że mogą w każdej chwili się do mnie odezwać, jestem dyspozycyjny 24/7. Choć spotykamy się w grupie raz w miesiącu, zawsze im proponuję: "Zadzwońcie, wpadnijcie na kawę, porozmawiamy." Są otoczeni tym towarzyszeniem przez cały czas. 

Małżonkowie sami tworzą to duszpasterstwo. Nasze comiesięczne spotkanie dzieli się na 3 części: 1) Msza Święta - Eucharystia, kazanie. 2) Po niej następuje wystawienie Najświętszego Sakramentu i modlitwa przed Nim. Ta modlitwa ma różne formy - najczęściej jest to Koronka do Bożego Miłosierdzia plus inne modlitwy, czasem  to modlitwa uwielbienia. Potem ta Adoracja kończy się indywidualnym błogosławieństwem małżeństw. 3) Po tym nabożeństwie odbywa się spotkanie przy stole - jest kawa, ciacho. Czasami zapraszamy na spotkanie jakiegoś gościa. Zazwyczaj jednak jesteśmy my i dzielimy się tym, co właśnie przeżywamy. Rozmowy zaczynają się od nic nieznaczących, a kończą się na bardzo osobistych, przejmujących świadectwach. 


Podzielić się na forum czymś, co się bardzo głęboko przeżywa nie jest takie proste...


Tak, zdecydowane. Dlatego tak ważne jest stworzenie małżonkom przestrzeni, która umożliwi im integrację w ramach tego, co przeżywają. Tego nie buduje się na jednym spotkaniu, potrzeba ich więcej. Uczestnicy spotykają się często też poza duszpasterstwem - tutaj zawiązują się więc przyjaźnie. To też jest ważny wymiar tego duszpasterstwa. Bardzo mnie to cieszy. Pamiętam takie małżeństwo, które organizowało spotkania, imprezy karnawałowe - często pojawiam się na tych imprezach. Z tymi małżeństwami, które zapoczątkowały działalność duszpasterstwa, mam kontakt do dziś - po niecałym roku doczekali się dziecka. Było z nami też małżeństwo przez ok. 5-6 lat, pomagało mi w sprawach organizacyjnych. Oni też doczekali się potomstwa. Cały czas pojawiają się nowe twarze. Uczy mnie to otwierania się na wszystkich.  Większość małżonków, którzy byli z nami krótko, napisze kilka słów, wyśle zdjęcie dziecka. Bardzo często nie kończy się na jedynym dziecku. Mógłbym wiele powiedzieć o tym, jak działa Pan Bóg i ile cudów się dzieje. Sami małżonkowie mogliby powiedzieć też, jak ich to wszystko przemienia wewnętrznie. Zazwyczaj,  nim dojdzie do poczęcia, najpierw następuje coś, co jest najważniejsze: uzdrowienie wewnętrzne. W Piśmie Świętym czytamy o spektakularnych cudach - ktoś został uwolniony od złego ducha, paralityk wstał i poszedł o własnych siłach etc. Pan Jezus mówi o tym, że "Twoja wiara cię uzdrowiła". Uzdrawiając wnętrze człowieka, pokazuje to też na sposób sposób zewnętrzny. To przede wszystkim uzdrowienie relacji do Pana Boga i drugiego człowieka. 


Jakie wygląda w tej chwili miejsce małżeństw niepłodnych w Kościele ?


Moim zdaniem wciąż mamy za mało takich duszpasterstw, które stworzyłyby im przestrzeń dla formacji duchowej. Prześledziłem tę kwestię na potrzeby mojej pracy doktorskiej. Widnieją one czasem na stronach internetowych, ale realnie nic się tam specjalnie nie dzieje. Najprężniej działają duszpasterstwa "Abraham i Sara" z Krakowa, nasza "droga Nadziei", Duszpasterstwo i Centrum Małżeństw Starających się O Potomstwo w Licheniu, duszpasterstwo w Gdańsku. Jak na skalę problemu, który jest ogromny i na obszar Polski, jest ich wciąż bardzo mało. Przyrost małżeństw z problemem niepłodności jest wciąż nową sytuacją. Społecznie jeszcze się tego problemu nie zauważa. Natomiast Kościół zauważał ten problem od zawsze. Mówił o nim Święty Jan Paweł II, który widział bezdzietność jako przyjęcie Krzyża. Także papież Franciszek w encyklice "Amor Laetitia" porusza wątek takich małżeństw. Kościół stara się, by ci małżonkowie nie pomyśleli, że ich Sakrament Małżeństwa jest "gorszy", że ich małżeństwa Pan Bóg nie uświęcił, nie pobłogosławił. Ważne, by oni czuli się piękną częścią wspólnoty Kościoła, która realizuje miłość małżeńską w praktyce. Z miłości małżonków wypływa dar życia - nie odwrotnie. Podczas składania Przysięgi Małżeńskiej pada pytanie: "Czy chcecie przyjąć potomstwo, którym Was Bóg OBDARZY ?" My nie znamy zamysłu Boga - dlaczego teraz w tym momencie nas nie obdarzy... Wielu rzeczy nie przewidzimy ale musimy spojrzeć na to oczyma wiary. To jest tak naprawdę sedno tego duszpasterstwa: patrzeć oczyma wiary na siebie, na wspólnotę, umacniać się. Mamy w duszpasterstwie pomoc lekarzy, psychologów. Ale przede wszystkim mamy Pana Jezusa. To wokół Niego się gromadzimy. Nie marginalizujemy tych spraw, jakie przeżywamy - czasami są one niezwykle trudne i bolesne. Przede wszystkim jednak chcemy obronić to, co jest najpiękniejsze: miłość, radość z tej miłości, realizowanie jej na różnych przestrzeniach. 


Co może zrobić wspólnota Kościoła, żeby pomoc tym osobom ? 


Najlepiej poprzez wszystkie działania, które są działaniami wspólnoto-twórczymi. By ci małżonkowie czuli się częścią wspólnoty. Warto byłoby tworzyć np. w parafiach wspólnoty małżeństw - bez podziału na małżeństwa mające dzieci i bezdzietne. Podkreślać w ten sposób, jak ważnym i pięknym jest Sakrament Małżeństwa - że to wspólnota ludzi, którzy stają się jednym ciałem. Tam, gdzie byłoby to możliwe, organizować raz na jakiś czas spotkania. 

Ważne są także Msze Święte w intencji małżeństw starających się o potomstwo. Można pomodlić się za nich po Mszy, wspomnieć o nich w modlitwie wiernych, zrobić intencję. To także forma zauważenia, że oni są obecni w Kościele wraz ze swoim pragnieniem potomstwa, staraniami. Chodzi o to, by wiedzieli, że ktoś dostrzega ich potrzeby.  Mamy różne "gałęzie" małżeństw: niesakramentalne, wielodzietne, sycharowskie... Zauważmy też te bezdzietne. Często czymś, co paraliżuje ludzi jest ich przekonanie, że trzeba budować jakieś struktury. Otóż: nie! Najważniejsze są proste inicjatywy,  to, by zaczynać od małych rzeczy. 


Dość często małżonkowie, którzy nie stają się rodzicami biologicznymi, decydują się na adopcję. Droga do tej decyzji nie jest prosta i oczywista. Czy duszpasterstwo Droga Nadziei jest także taką przestrzenią, gdzie małżonkowie ewoluują w kierunku dojrzałości do adopcji ?


Tak. Mamy u siebie kilka małżeństw w trakcie procedury adopcyjnej oraz tych, którzy zostali już rodzicami adopcyjnymi. Należy jednak to dobrze zrozumieć - adopcja nie jest "lekarstwem" na niepłodność. Nie "leczymy" na zasadzie: "Nie macie potomstwa, to adoptujcie." Mówimy o pięknym wymiarze adopcji i towarzyszymy małżeństwom w tej niełatwej procedurze. Małżonkowie nigdy jednak nie czują u nas presji adopcji. Jestem też wyczulony na takie skrótowe myślenie obecne u niektórych osób: "Zobaczcie, oni zaadoptowali, to potem Pan Bóg pobłogosławił im własnym dzieckiem." To nie jest droga Pana Boga. Możemy w ten sposób zrobić wielką krzywdę adoptowanemu dziecku, jego rodzicom, dziecku biologicznemu, które pojawi się w takiej rodzinie po adopcji. Małżonkowie, którzy zostali rodzicami adopcyjnymi, często pojawiają się z adoptowanymi dziećmi np. na naszych rekolekcjach. Dzielą się swoim świadectwem - tym, że oni odkryli szczęście bycia rodzicami drogą adopcji. Akurat ONI - to niezwykle ważne. Bo nie można mierzyć wszystkich jedną miarą. Adopcja to jedna z dróg obok rodzicielstwa zastępczego. W duchu wolności, zrozumienia, rozeznania podchodzimy do tego tematu.


W jaki sposób małżonkowie, którzy nie będą mieć dzieci biologicznych, nie zaadoptują, przekuwają fakt swojej bezdzietności na jakieś inne dobro ? Poza tą miłością wzajemną, o której już Ksiądz powiedział...


Grupa znanych mi małżeństw, bardzo często bierze udział w różnych akacjach charytatywnych np. w  wolontariacie Szlachetnej Paczki. Małżonkowie mają dużo czasu dla siebie, by spędzać ten czas tylko ze sobą. Jedno z małżeństw zachwyciło się Miłosierdziem Bożym i Koronką do Bożego Miłosierdzia. Jako świadkowie Tego Miłosierdzia mają czas, by jechać na przykład do Łagiewnik na rekolekcje. Wykorzystują ten czas na relacje między sobą i na budowanie relacji z Panem Bogiem. Są otwarci na wszelakie akcje, które dzieją się w ich parafiach. Działają aktywnie we wspólnotach. Ten wachlarz możliwości jest bardzo szeroki. W naszym duszpasterstwie małżonkowie są aktywni na wiele różnych sposobów. Dzięki temu nie ma u nas smutnego małżeństwa. 


Wasze duszpasterstwo nie jeździ jednak tylko do Koniakowa na rekolekcje... Lubicie też dalekie podróże samolotem...


Dwa lata temu odbyliśmy duszpasterską pielgrzymkę do Rzymu. Polecieliśmy tam z Katowic na 4 dni. Bardzo nam zależało, by spotkać się z papieżem Franciszkiem. Przede wszystkim jednak pragnęliśmy pomodlić się przy Ołtarzu Świętego Jana Pawła II - mieliśmy tam "swoją" Mszę. Modliliśmy się za małżeństwa i nasze duszpasterstwo. Mieliśmy też okazję uczestnictwa w audiencji generalnej w auli Pawła VI z udziałem papieża Franciszka. Na wielkim transparencie, który ze sobą zabraliśmy, widniał napis po włosku:  Wspólnota Małżeństw Starających się O Potomstwo. W naszej pielgrzymce uczestniczyło też małżeństwo,  w którym był maż na wózku inwalidzkim. Załatwiliśmy sobie miejscówki dość blisko papieża, mieliśmy widoczny transparent. Byliśmy widoczni w przekazie Radia watykańskiego, w Telewizji Trwam. Zauważył nas też papież Franciszek. "Nasi" małżonkowie z mężem na wózku zostali wpuszczeni do pierwszego rzędu - istniało więc spore prawdopodobieństwo, że podejdzie do nich sam Papież. Byliśmy na to przygotowani - nasi małżonkowie wiedzieli, co mają po włosku powiedzieć papieżowi. Franciszek w końcu do nich podszedł i widząc z pewnej odległości także nas z transparentem, pobłogosławił nam i powiedział, że bardzo się cieszy, że istnieje takie duszpasterstwo. Powiedział małżonkom, że są ważna cząstka kościoła i że będzie prosił Zbawiciela w  intencjach, które noszą w swoich sercach. To było przepiękne przeżycie.


Już niemal dekadę wspiera Ksiądz małżeństwa z problemem niepłodności. To, że Ksiądz daje im siebie - to oczywiste. Ale co oni dają Księdzu,  w jaki sposób za ich pośrednictwem zmienia się ks. Kazimierz ?


Na pewno jest tak, że to oni dają mi 100 razy więcej niż ja im daję. Przede wszystkim dają mi piękną wspólnotę i możliwość zauważania, na czym polega doskonałość małżeństwa. Oni  żyją tą miłością małżeńską, jest ona ogromna. Czasami czuję się tak,  jak bym spotykał się z młodymi małżeństwami zaraz po ślubie. Małżonkowie uczą mnie szacunku, jakim obdarzają siebie na wzajem, pięknego odnoszenia sią do siebie. Uczą mnie też tego, że nie wszystko jest takie, jak byśmy chcieli i łączenia tego z Bożą Opatrznością. Znamy to sformułowanie: "Wola Boża" - kojarzy nam się ono z czymś negatywnym: śmiercią, chorobą - "Taka jest wola Boża."  Małżeństwa uczą mnie, że wola Boża to też coś pięknego, źródło radości. Coś, co często powtarzamy sobie na wzajem to to, że jest nad nami Pan Bóg - tego przez cały czas uczy mnie to duszpasterstwo. Księdzu (mnie), któremu wydaje się, że czasem wszystko wie, jest to niezwykle potrzebne. To wiara obecna w konkrecie, nie tylko w Piśmie Świętym, książkach teologicznych - to wiara bardzo konkretnego zaufania. Pan Bóg tak to wszystko prowadzi.  Tak to już jest...  





Dziękuję serdecznie za rozmowę.




Ksiądz Kazimierz Musioł - opiekun duchowy Małżeństw Starających się o Potomstwo w archidiecezji katowickiej. Absolwent Wyższego Śląskiego Seminarium Duchownego w Katowicach.  Święcenia kapłańskie przyjął w 2011 roku. Doktorant na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim oraz w Krakowskim Ośrodku Psychoterapii Systemowej Par i Rodzin. Prywatnie wujek Karoliny, Szymona i Julii, których poczęcie i narodziny obarczone były długoletnimi trudnościami. W wolnych chwilach „ucieka” w ukochane Beskidy. Pasjonata Zespołu Pieśni i Tańca "Śląsk" i miłośnik kultury Włoch.


Więcej na: www.droganadziei.pl