Wesprzyj fundację
0
0

Następny proszę cz.2

Następny proszę cz.2

Następny proszę cz.2

"Każde sakramentalne małżeństwo jest do uratowania". Takie przesłanie, Sebastian Stalmach umieścił na swoim samochodzie, którym wraz z innymi członkami Wspólnoty Trudnych Małżeństw "Sychar" podróżuje po całej Polsce głosząc Dobrą, nie tylko małżeńską, Nowinę. O tym, czym jest trudne małżeństwo, Łaska Boga i cierpliwość, codziennie przekonuje się na własnej skórze... Choć jest po rozwodzie, od 11 lat nieustająco czeka na powrót swojej Sakramentalnej Żony. Zapraszamy do lektury drugiej części niezwykłego świadectwa Sebastiana.


Cuda


To, że Pan Bóg mnie uzdrowił z alkoholu, to był wielki cud. Czasami, gdy daję świadectwo w kręgach AA, niektórzy mi nie wierzą. Nawet pewien ksiądz z AA powiedział mi, że to niemożliwe, że bez terapii można przestać pić. Był też taki czas, kiedy pomyślałem sobie, że może to był taki jednorazowy strzał Pana Boga. Okazało się jednak, że to się nie kończy. Zacząłem doświadczać, że Pan Bóg jest blisko, opiekuje się mną...  Tak jak 2000 lat temu Pan Jezus chodził i uzdrawiał na przykład wzrok, to ważniejsze było to, co robił z sercem uzdrawianego człowieka. Mi też tak zrobił i ciągle mnie tak traktuje. Mam fajne życie. Każdego dnia czuję, że Pan Bóg mnie kocha - jak w to uwierzysz, to się to staje oczywiste. Nie skreślił mnie, nie spisał na straty. Nie bał się zaryzykować i powierzył mi różne swoje dzieła. Choć czułem się miernotą, to dziś bardzo siebie kocham. To niesamowite. 


Zrób se kawa i se siednij


Podczas którejś wizyty u żony i córek w 2012 roku, wziąłem do ręki "Gościa Niedzielnego" i przeczytałem w nim artykuł o Sycharze. Jasny gwint ! - pomyślałem. Gdybym ja sam w przypływie dobroci chciał komuś pomóc, to pomyślałbym o osobach chorych lub ubogich. A tu niespodzianka - okazało się, że byli ludzie, którzy pomagali trudnym małżeństwom. Dotąd, jako taki przeciętny facet, w ogóle nie pomyślałem o tym, że mógłbym zwrócić się do kogoś o pomoc w rozwiązaniu swoich problemów. Będąc już w domu, wygooglowałem sobie Sychar i zacząłem zgłębiać temat. Czytałem zwłaszcza broszurę sycharowską - to mnie ratowało każdego dnia, po kawałku. To było źródło nadziei. Jeśli było tam napisane tak a tak, to tak właśnie było. Prosty ze mnie chłopak który niczego sobie nie komplikuje. Dziękuję Bogu, że właśnie takim mnie stworzył. Kiedy zadzwoniłem do wspólnoty, w po drugiej stronie odebrał miły głos - było to wtedy dla mnie niezwykle ważne. Na moje pierwsze sycharowskie spotkanie trafiłem do Katowic. Wchodzę zmieszany, pewien, że wszyscy się znają. Podchodzi do mnie gość, przedstawia się, po czym mówi: "Zrób se kawa i se siednij." To był ten moment, kiedy wiedziałem już, że będzie dobrze. Okazało się, że to lider, który wraz z żoną prowadzi to ognisko. Teraz się przyjaźnimy. 


Nie uwierzyłbym


Miałem pewność co do tego, że to nie będzie tak, że powiem, jakie mam problemy, ktoś da mi receptę i nasze małżeństwo się ponaprawia. Ale nie spodziewałem się też tego, że tak długo będę siedział w tym Sycharze (śmiech).  Pragnąłem, by żona do mnie wróciła, chciałem pracować nad sobą, choć wtedy tak jeszcze tego nie nazywałem. Później nadszedł czas rekolekcji, warsztatów.

Gdyby ktoś 9 lat temu powiedział mi, jak będzie wyglądać nasze małżeństwo dzisiaj, to bym tego nie udźwignął. Gdybym wiedział, co przeżyję w ciągu tych 9 lat, to wtedy miałbym zawał od razu.   Jak bym wiedział o tym,  jak te lata będą wyglądać, to bym się postukał po głowie - nie tylko dlatego, że ja siebie w czymś takim w ogóle nie widziałem. W mojej własnej ówczesnej ocenie,  nie byłbym zdolny do tego wszystkiego, co przeżyłem. Nie uwierzyłbym też, że spadnie na mnie aż taka ilość zdarzeń i wrażeń.


To nic nie zmienia


Wspólnota daje olbrzymie wsparcie. Jest Pan Bóg, którego w niej spotykam. Patrząc na 11 ostatnich lat mojego małżeństwa, można by powiedzieć, że z każdym kolejnym dniem wygląda ono gorzej. Przyszedł czas, gdy dowiedziałem się, że żona z kimś się spotka, potem że pojechała z nim na Sylwestra. Były też wakacje, na kolejne zabrała nasze dzieci - same ciosy. Potem się z nim zaręczyła, wyszła za niego. W tym wszystkim są dzieci, które cierpią cały czas. Każda z naszych córek cierpi inaczej. Pan Bóg, dzięki wspólnocie przepięknie mnie przez to wszystko przeprowadził. Nie miałem też przez te wszystkie lata problemu z płcią piękną. Nie groziło mi, że się uwikłam w jakiś związek czy grzech, choć uważać trzeba, i to bardzo. Jestem facetem więc to łaska od Boga. Bez Niego nie dałbym rady sam żyć w wierności. Mogę powiedzieć, że na tym kryzysie wygrałem. Nigdy ze mną nie było tak dobrze jak teraz, nigdy nie byłem tak blisko Pana Boga jak teraz. 

Przez te wszystkie lata uczyłem się życia bez żony. Gdy Ulka wychodziła za mąż za tamtego pana, bardzo mnie to bolało. Do końca liczyłem, że to się jednak nie stanie. Pan Bóg bardzo się mną w tych dniach zaopiekował. W tych wszystkich bolesnych sytuacjach zwykle marudzę Bogu pytając: "Po co to wszystko ?". Ale zawsze w końcu dociera do mnie, że w oczach Boga to nic tak naprawdę nie zmienia. Podobnie z rozwodem. Ulka ciągle jest moją żoną i ciągle jest szansa na to, abyśmy byli razem - mało tego: Pan Bóg chce, żebyśmy byli szczęśliwym małżeństwem. Pan Bóg tego chce. Ulka i jej nowy wybranek są 2,5 roku po ślubie.  Widziałem ich ostatnio, gdy jechałem samochodem. Szli razem, choć nie trzymali się za ręce. Może dlatego Bóg chciał mi ich pokazać ? To ciągle boli.

Ale ja naprawdę wierzę, że żona do mnie wróci. Mogłaby wrócić choćby w tej sekundzie. Nie rozmyślam o tym, jak ona teraz żyje - niczemu by to nie służyło, jest mi to kompletnie niepotrzebne. Po ludzku jestem w  stanie  zacząć wszystko od nowa. Jestem pewien, że jeśli Pan Bóg to sprawi, to zatroszczy się o wszystko i wszystkich dookoła. Także o te nasze rodziny, które by sobie wzajemnie oczy wydłubały. Bardziej jestem skory uwierzyć w powrót Ulki niż w to, że zapanuje zgoda pomiędzy naszymi zwaśnionymi rodzinami. Ale Pan Bóg to wszystko poukłada choć nie będzie to łatwe. Ja na to czekam. Miałem kiedyś taki sen... Szedłem, a Ulka po prostu do mnie podeszła i szliśmy już razem. Bez gadania, przepraszania, tłumaczenia, zapewniania, Tak po prostu. 


Komplet doskonały


Będąc już tyle lat w Sycharze, poznałem wiele małżeństw i mnóstwo historii. Moja żona jest w takiej sytuacji, jak wiele innych osób... Gdyby chciała teraz do mnie wrócić, to prawdopodobnie najłatwiej byłoby jej załatwić to ze mną. Ale nie z resztą świata - rodzicami, teściami, przyjaciółmi, kolegami z pracy. Wszędzie tam, gdzie powiedziała, że ma teraz faceta, którego kocha. Ale jestem pewien, że przyjdzie taki czas, że wróci do Pana Boga, i w efekcie też do mnie. To jest taki komplet.


Oaza spokoju


Moje córki wiedzą, że czekam na powrót ich mamy. I tak myślę, że nie wybaczyłyby mi, gdybym sobie kogoś znalazł. 

Pamiętam, jak dowiedzieliśmy się, że Ulka wychodzi za mąż.  Siedziałem przy komputerze, Anka uczyła się w swoim pokoju. Przyszła i zapytała mnie: "Tato, jak ty sobie z tym radzisz ?" Odpowiedziałem, że to nic nie zmienia, że czekam, kocham, że wierzę w powrót. "Tato, ty jesteś powalony !" - odparła (śmiech).

Kiedy Ania działała jeszcze w Oazie, jej wspólnota zaprosiła mnie, bym dał świadectwo. Tak się akurat ułożyło, że sama Ania nie dojechała na to oazowe zebranie, ale ja tak. Dobrze się stało, bo nie byłoby dla mnie łatwe świadczyć przy córce. Tydzień później, gdy wróciła z kolejnego spotkania, spytałem: "I co? Nie wywalili cię z tej Oazy przeze mnie ?". "Tato, jesteś idolem wszystkich moich koleżanek." - odpowiedziała. Przez długi czas byłem bardzo złym ojcem. Pijąc skrzywdziłem nasze córki. Potem przestałem pić, zacząłem się nawracać a one zaczęły to zauważać. Teraz są ze mnie dumne. Podczas rozmów o alkoholu, Marysia od razu mówi: "A mój tata nie pije". Zaczęły same weryfikować to, co o mnie myślały, co usłyszały od innych. Nie było jak dyskutować z faktami takimi jak to,  że obracam się wśród ludzi, którzy są dobrzy, sam pomagam, ktoś pomaga mnie. Zrobiliśmy ze starszą "deal", że jak żona do mnie wróci,  to Ania wróci do Boga. Wiem, że wróci. To będzie dla niej cud. 


Nie bądź głupi... 


Są tacy ludzie, którzy mówią: "Stary, oszalałeś. Ona sobie ułożyła życie. Znajdź sobie kogoś, tracisz najlepsze lata." Takich ludzi można podzielić: na takich, którzy mnie nie znają, słyszą w radio moje świadectwo i myślą o mnie: "świr", i na takich, którzy chcieliby dla mnie kobiety, szczęścia i miłości bo mnie znają, wiedzą jak żyję. I widzą, że ze mną jest nie najgorzej. Radzę sobie z życiem lepiej niż wielu innych. 

Pamiętam z początków swojego nawracania jedną Mszę u Franciszkanów w Cieszynie. Było kazanie o małżeństwie, po którym jeden gość opowiedział historię swojego małżeństwa podobną do mojego - żona poszła do innego, a on czekał. W pierwszej chwili pomyślałem sobie, że on jest nienormalny, a potem przyszło mi do głowy, że tak jest po Bożemu. Ten człowiek był autentyczny i mówił od serca.  Był zwyczajnie szczęśliwy i to mnie uderzyło. Dziś ja sam potrafię dać świadectwo nawet - jak to się mówi - na ulicy, bywam w różnych sytuacjach. Nie zawsze mi się to udaje, czasem brakuje mi odwagi.  Albo ktoś za tym idzie i zaczyna żyć z Panem Bogiem, albo się śmieje. Ale najważniejsze, że ta osoba to wszystko usłyszała,  bo sama może kiedyś znaleźć się w podobnej sytuacji. Wówczas przypomni sobie takiego świra napotkanego na ulicy. Że może coś w tym jest. Ja robię swoje, a o owoce niech się Pan Bóg martwi. Mam piękne życie. Świadczenie, wspólnota, rekolekcje, kościoły, radio. Gdybym miał mieć jakąś kobietę, to musiałbym wybierać między nią a Panem Bogiem. Nie wyobrażam sobie tego...




Wysłuchała: Iwona Duszyńska




Sebastian Stalmach, od 21 lat niezmiennie sakramentalny mąż Ulki. Ojciec 19-letniej Ani i 13-letniej Marysi. Od 10 lat działa we wspólnocie Trudnych Małżeństw Sychar, gdzie - dzięki temu, że Pan Bóg nie bał się zaryzykować -  służy jako Lider Ogniska Wiernej Miłości Małżeńskiej Sychar w Tarnowskich Górach, jest członkiem Rady Wspólnoty Sychar. Prowadzi Zespół Logistyczno-Ewangelizacyjno-Medialny, koordynuje działania Sycharu na Śląsku, jest zaangażowanym uczestnikiem Ogólnopolskiej Szkoły Ewangelizatorów. Zapewnia, że przy tych wszystkich działaniach z Panem Bogiem, ma jeszcze jakieś luzy do zagospodarowania. Lubi spędzać czas z samym sobą (oczywiście w obecności Pana Boga). Interesuje się tym, co dobre. Wolne chwile spędza pomagając innym i samemu sobie. Z zawodu hydraulik. Osoby przeżywające trudności w małżeństwie zaprasza do kontaktu: seba1.sychar@gmail.com