Wesprzyj fundację
0
0

Tam Na Górze wszystko mamy zapisane...

Tam Na Górze wszystko mamy zapisane...

Tam Na Górze wszystko mamy zapisane...

- Mam już taką naturę, że pomagam innym - tłumaczy Gabriela Kamińska, protetyk. -  Inni sugerują mi, że ktoś może próbuje mnie wykorzystać. Ale ja potrafię odróżnić takie osoby od tych, które realnie potrzebują pomocy...


Osób, w tym dzieci, którym udzieliła fachowej pomocy używając swoich niezwykłych talentów czy pasji  związanej z protetyką i stomatologią, nie umie dziś zliczyć. Przyznaje, że było ich sporo, a ich liczba nieustannie rośnie. O tym, dlaczego pomaga i skąd wzięło się w niej zamiłowanie do rekonstrukcji zębów czy twarzy, Gabriela Kamińska opowiada w szczerym wywiadzie z Iwoną Duszyńską.




Dlaczego Gabriela Kamińska tak chętnie pomaga potrzebującym ?



Miałam od pewnego czasu taki zamysł, by 12 osób w ciągu roku przyjmować za darmo (wykonywać rekonstrukcje twarzy, protetykę zębów przyp. red.). Staram się tego pilnować. Są to osoby naprawdę  potrzebujące. Obiecałam sobie, że jeśli pozwolą mi na to siły i finanse, to w ten sposób będę pomagała. 
Uważam, że jeśli ma się możliwości, to należy od siebie choć troszeczkę dać. Mam już taką naturę "pomagacza", społecznika. Nie zmienię tego -  w tę stronę idę i wiem,  że to dobry kierunek. Człowiek po prostu taki już jest. I tak będzie to robił mimo kopniaków, jakie przy okazji dostanie. 
Ta pomocowość w moim życiu była zawsze. A mając na uwadze te ciężkie przypadki, z jakimi się dotąd spotkałam, to jestem zdania, że wszystko mamy zapisane Tam Na Górze: czym się mamy zajmować i co mamy do zrobienia...



W jaki sposób ci pacjenci do Pani trafiają ?



Na samym początku były to dzieci z domów dziecka. W pewnym momencie swojego życia sama zachorowałam na nowotwór. Szukałam takiego "odbicia" od trudu, którego doświadczałam. Zawsze też lubiłam śpiewać. Na aplikacji Smule (aplikacja dla miłośników śpiewania przyp. red.) znalazłam pewne ukojenie. Byłam na etapie, że stroniłam od ludzi - od kontaktów na Smule także. Podczas choroby  trafiłam na zwolnienie i miałam mnóstwo czasu. A ja bez pracy nie funkcjonuję, muszę coś robić. Zaangażowałam się więc w tę aplikację bardziej, co zaowocowało poznaniem wielu fajnych ludzi. Dość szybko zorientowałam się, że są tam osoby z różnymi problemami. Nie mówiłam innym, czym się zajmuję, starałam się nie wyróżniać. W ten sposób poznałam Kacpra, który bardzo późno przyznał się do swojej choroby (nowotworowej) i trudności, jakie przeżywał. To bardzo utalentowany młody człowiek, który stworzył w tym trudnym czasie mnóstwo autorskich piosenek. Z niepełnosprawnego Mateusza, którego także tam poznałam, wszyscy się śmiali. Dla niego muzyka to całe życie. Początkowo, pod wpływem własnej choroby, stroniłam od kontaktu z tymi ludźmi. Ale po jakimś czasie stworzyliśmy ekipę wspierającą Mateusza. I tak Mateusz skradł moje serce.



Dzięki Pani zarówno Kacper, jak i Mateusz mają nowe, piękne zęby. Wiem jednak, że to tylko niewielki wycinek z listy Pani dobrych uczynków...



Po chorobie byłam zmuszona startować zawodowo praktycznie od zera. Zakończyłam kontrakt z Medicover Polska, którego byłam Dyrektorem Generalnym.  Jeszcze w ramach kliniki Stoma-dental, pomogłam dziewczynie, która wyszła z domu dziecka, a która była w ciąży. Zrobiłam jej zęby. Później zorganizowałam także zbiórkę - licytację mojej pracy protetycznej i w zamian za to zoperowałam jej syna, który cierpiał na szpotawość nóżek. Zorganizowałam wiele podobnych akcji.



Były też dzieciaki z Domu Dziecka...



Postanowiłam objąć całym patronatem dużą grupę dzieciaków. Zadzwoniliśmy do zainteresowanych, wśród których były zawodowe rodziny zastępcze, rodzinne domy dziecka i zaproponowaliśmy pomoc. Menager dzwonił po nich z informacją, że zapraszamy jeśli pojawi się potrzeba leczenia dziecka. Po jakimś czasie opiekunowie sami się już do nas zgłaszali i dzieci otrzymywały u nas darmowe leczenie. To nie była tylko protetyka, ale gównie stomatologiczne leczenia zachowawcze. Trzeba było nauczyć dzieci higieny jamy ustnej. To był jeszcze moment, gdy można było uratować je przed protetyką. Robiliśmy też akcje edukacyjne tj. "Zębo-Olimpiada" - gimnazjaliści przynosili piękne prace plastyczne. Sprawdzaliśmy też ich wiedzę w formie testu. W ten sposób mogli zdobyć nagrodę pieniężną dla szkoły. Edukowaliśmy też przedszkolaków.



Czy liczyła Pani kiedyś te wszystkie osoby,  którym udzieliła Pani pomocy medycznej, organizacyjnej, finansowej ? Czy liczyła Pani wartość pieniężną tej pomocy ?



Jedna z rodzin zastępczych, której kiedyś pomagałam, niedawno się do mnie odezwała. Mój syn chodził do klasy z ich synem. Gdy dowiedziałam się, że prowadzą rodzinę zastępczą, to zapragnęłam ich poznać. Zaprzyjaźniliśmy się. Spotkaliśmy się niedawno i było to pełne emocji spotkanie. Przypomnieli mi na przykład opłacanie obiadów trojga ich dzieci przez 3 lata - spytali czy to pamiętam. Były też wakacje fundowane ich dzieciakom, na które nie było ich stać, zbiórka żywności. Było im ciężko, bo nie zarabiali wiele. Oni to wszystko policzyli plus leczenie zębów. Okazało się, że wartość tej pomocy to ok. 60 tysięcy złotych.
Trudno mi policzyć wszystkie te osoby, było ich na pewno wiele. W samym gabinecie w jednym miesiącu przyjmowaliśmy ok. 10 osób w potrzebie. 


Aktualnie występuję do NFZ. Bardzo mi leżą na sercu te osoby bardzo pokrzywdzone, głównie nowotworowo, którym niestety NFZ nie pokrywa prac protetycznych. Fundusz finansuje wyłącznie protezy. 



A propos tego, co mamy zapisane Tam Na Górze, na pewno ma  Pani jakąś ciekawą historię w zanadrzu...



Zdarzyło się tak, że pewnego razu usiadłam i zrobiłam projekt sztucznej żuchwy dla pacjentów po nowotworze. Skończyłam inżynierię dentystyczną, mam silnie rozwinięty "zmysł techniczny". Uznałam, że jeśli takiemu pacjentowi ucina się część żuchwy, to czemu pozostawia się go bez niczego, z zapadniętą twarzą? Można mu przecież zrekonstruować żuchwę tytanowo lub cyrkonowo za pomocą materiału niezgodnego z tkanką i można mu to wszczepić z nadbudowami do komosu protetycznego. Gdy byłam na ukończeniu tego projektu, syn mojej przyjaciółki zachorował na nowotwór żuchwy. 15-latek stracił 3/4 z niej. Dzięki temu, że ja już wówczas działałam, miałam różne kontakty, wiedziałam kto robi operacje, zaczęłam współpracować z tymi konkretnymi medykami w zakresie przygotowywania się do takich zabiegów.  Chłopak dziś jest po przeszczepie z kości strzałkowej, miał zoperowaną żuchwę z przewidzianą fazą wzrostu, jest po implantacji i po pracy protetycznej. Ma w tej chwili 22 lata, nie ma przerzutów i wygląda bardzo ładnie. I jak tu nie wierzyć, że Tam Na Górze jest nam coś pisane ? Musimy się tego trzymać.



Skąd się u Pani wziął u Pani ten dar, talent, pasja... ?



Pewnie stąd, że nikt tego w Polsce nie wykonywał, a do mnie zgłaszali się ludzie z taką potrzebą. 


Pierwszą pacjentką, która się do mnie zgłosiła, była pani Joanna* z Bielska, która nie była zdiagnozowana przyczynowo. Jej twarz wyglądała jak po poparzeniu, uszy były szpiczaste, była bardzo szczupła. Lekarze podejrzewali różne choroby ale ostatecznie nie zdiagnozowano żadnej przyczyny. Pacjentka nie mogła otworzyć ust, miała dziurę w podniebieniu, nie miała nosa. Istniało coś, co jej te tkanki wyżerało. Jej twarz wyglądała strasznie. Kiedy się nią zajmowałam, uruchomiłam wszystkie możliwe instytucje, by jej pomóc. Zrobiłam jej oczywiście za darmo protetykę twarzy.  Bardzo się cieszę, że wasza fundacja jest w stanie pokrywać koszty za część pacjentów, bo ja prywatnie nie jestem w stanie wziąć od takiego pacjenta złotówki. Dotąd pokrywałam te operacje z własnych środków. Właściwie od tego wszystko się zaczęło, lekarze to na mnie niejako wymusili.



Jest Pani nie tylko społecznikiem ale też pionierem w udoskonalaniu narzędzi służących do protetyki i rekonstrukcji, właścicielką patentu...



Gdy była na Konferencji Naukowej w Linz, usłyszałam, że przyszłością w naszej branży jest cyfryzacja. Wstałam wówczas i powiedziałam, że ja już to robię. Pokazałam uczestnikom konferencji swoje prace - byli w szoku, pytali: jak to robisz ? Nie powiem wam, jak - odpowiedziałam. Wówczas robiłam wszystko łącznie z drukowaniem modeli, dobieraniem kolorystyki pacjentowi. Środowisko chirurgów szczękowo-twarzowych było mocno zaskoczone. Tym samym pojawiło się mnóstwo propozycji odkupienia ode mnie patentu i nauczenia ich tego, by mogli to robić za pieniądze. Nie przystałam na te oferty. Bóg dał mi ręce i mózg. I na pewno nie jest to na sprzedaż. Jeżeli mam komuś pomóc to zrobię to za darmo. 




Zanim jednak pojawili się ci pacjenci, musiała najpierw pojawić się pasja...



Pochodzą z bardzo skromnej rodziny górniczej - mama nie pracowała, tata pracował w kopalni. W domu było nas troje - poza mną byli jeszcze siostra i brat. Było nam ciężko. Zawsze chciałam iść na protetykę, podobało mi się tworzenie manualne. W tamtych czasach była u nas tylko szkoła techniki dentystycznej ale ze względu na wysokie koszty narzędzi nie było nas na nią stać. Chodziłam wówczas też dodatkowo do szkoły plastycznej, gdzie uczyłam się rzeźbić. Ta pasja była we mnie zawsze.  Choć "orłem" nie byłam, to zawsze wiedziałam, czym będę zajmować się w swoim życiu. Byłam jedyną osobą w liceum, która wiedziała, jak będzie wyglądała jej droga edukacyjno-zawodowa. Miałam zapał. Rzeźba bardzo dużo mi dała. Jeśli tworzy się zęby, trzeba widzieć, jak one mają wyglądać. Materiał, który się napala to szkło. Proces wytwarzania zęba polega na tym, że pacjent dostaje tzw. podbudowę - to taka "czapeczka", którą się nakłada ale nie jest to jeszcze ostateczny kształt zęba. Finalny jego kształt następuje przez napalanie. To nic innego jak pędzelek, szkło i nakładanie. Wypala się to w piecu, skąd wyciąga się twardy model i dalej opracowuje się go z ręki. Jestem dobra w tym rzeźbieniu, bo te kształty trzeba widzieć. Szkolę lekarzy stomatologów w zakresie protetyki. W pierwszym momencie patrzymy, gdzie u pacjenta przebiega linia symetrii - od tego zaczyna się diagnostykę, potem tworzymy kształty. Jeśli chodzi o rzeźbę, to pasja była we mnie od dziecka, wiedziałam w jaką idę stronę. Dodatkowo w zerówce w namiocie na podwórku wyrywałam zęby innym dzieciom (śmiech). 

Umiejętności rzeźby zdobyte na zajęciach w szkole plastycznej doskonaliłam później pracując w mydłach typu "Biały Jeleń". Rzeźba w mydle jest specyficzna. Chodzi o to, że gdy rzeźbi się w mydle i odpadnie końcówka, to już się jej nie doklei. Przy zębach jest podobnie - można tę końcówkę dopalić ale chodzi o to, by rzeźbić jak najmniej inwazyjnie. Rzeźba pozwala widzieć rzeczy, które tworzymy. 




Pierwszy "wyrzeźbiony" pacjent...



Była to pani Ludmiła*. Gdy otworzyłam swoją pierwszą placówkę, to zaczęłam od przeprowadzania metamorfoz. To była właśnie pacjentka z metamorfozy. Była to młoda kobieta, która przez 9 lat nosiła aparat ortodontyczny. Była wówczas w ciąży. Jej wada polegała na wysuniętej do przodu żuchwie. Nikt nie chciał podjąć się zrobienia jej tych zębów, podtrzymywano je ortodontycznie jakąś protetyką. Ostatecznie zrobiliśmy jej to uzębienie. Po zabiegu bardzo płakała ze wzruszenia, a dziś chętnie się uśmiecha. Po 9 latach noszenia aparatu ortodontycznego, zęby są tak skorodowane, że stosuje się na nie protetykę - są sine, szare. Gdy pacjentka urodziła, przyjechała nam podziękować już z synkiem i nowymi zębami.



Jakie emocje towarzyszą Pani w tej pasjonującej, ale jednak trudnej pracy z pacjentami ?



U mnie na pewno nie ma strachu. Jest zadanie, które muszę wykonać. Głównie gdy chodzi mi o pacjentów protetycznych twarzy. Niektórzy pytają mnie, czy nie jest mi żal tych pacjentów, czy nie płaczę patrząc na nich. Absolutnie nie. Ja mogę sobie popłakać w domu. Widzę pacjenta, podchodzę do zabiegu zadaniowo. Muszę bowiem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by ten pacjent wyglądał jak najlepiej. Nie mogę dopuścić do rozczulania się. 


Ta praca to moja pasja. Czasem siedzę do 3 w nocy w pracy, bo na przykład ktoś przyjechał z daleka i nie chcę, by ponosił koszty hotelu. Jestem w stanie wykonać pracę protetyczną w ciągu 1-2 dni po wyleczeniu zębów. Mamy narzędzia do takiej pracy, duża jej część to obróbka komputerowa. W pracy pomagają mi lekarka, asystentka oraz technik. Uważam, że każdy pacjent ma się czuć wyjątkowo dlatego przyjmuję tylko 2 pacjentów protetycznych dziennie. Gdy mamy pacjenta, to on jest w centrum zainteresowania.   Leczymy go tyle, na ile jest gotów jednorazowo. I wcale nie chodzi tu o ból, bo nasze zabiegi są całkowicie bezbolesne. Ostatnio jeden z pacjentów, po wykonanym zabiegu, płakał. Bo tak strasznie się bał bólu, a gdy było już po wszystkim, przekonał się, że nic go nie bolało...




Dziękuję za rozmowę.




Gabriela Kamińska - absolwentka Wyższej Szkoły Inżynierii Dentystycznej. Autorka licznych publikacji dotyczących m.in. Zastosowania modeli 3D w rekonstrukcjach chirurgii szczękowo - twarzowej, Epitezy Twarzy, czy Rekonstrukcji Uzębienia Pacjentów po Rekonstrukcjach. Żuchwa 3D, którą stworzyła dla młodego pacjenta, która stała się szablonem operacyjnym.   Odbyła łącznie ponad 30 kursów i szkoleń.  Jako pierwsza w Polsce wykonała elastyczną epitezę twarzy dla pacjentów onkologicznych.  Właścicielka patentu – Indywidualny Implant Zębowy. Swoją wiedzą dzieli się z innymi lekarzami w ramach organizowanych przez siebie szkoleń. Z jej umiejętności i doświadczenia korzystają wybitni chirurdzy pracujący z pacjentem rekonstrukcyjnym. Laureatka licznych nagród m.in. statuetki Człowiek Roku 2014 w Rybniku, wyróżnienia Lider Rozwoju Regionalnego czy Osobowość Roku 2017 w Rybniku w kategorii Biznes - konkursie organizowanym przez "Dziennik Zachodni" , w którym jednocześnie zajęła drugie miejsce w województwie śląskim. Mama 7 dzieci - w tym 6 adoptowanych. Lubi śpiewanie i szybką jazdę na motocyklu.


* Imiona pacjentów zostały zmienione.