Wesprzyj fundację
0
0

Zespół na zawsze

Zespół na zawsze

Zespół na zawsze

Przy pierwszym kontakcie zachwyca subtelną urodą i promiennością, która wydaje się być zaraźliwa. Kasia Lachman to jednak nie „słodka” dziewczynka, a 24-latka z sukcesami, które chętnie przyjąłby niejeden sportowiec. Niezwykła charyzma naszej wybitnej florecistki i stypendystki Saint John's University w Nowym Jorku to wypadkowa kilku ważnych, życiowych okoliczności, które z pewnością nie przypadkiem stanęły jej na drodze. Głęboka relacja z Panem Bogiem, systematyczne treningi, niejedna przegrana – to tylko niektóre z nich... A do tego rodzina wielodzietna, o której Kasia – głosem najstarszej siostry – opowiada w rozmowie z Iwoną Duszyńską.



Zacznijmy od Twojej refleksji. Jaki wpływ na to, kim dziś jest Kasia Lachman, miało Twoje wychowanie się w dużej rodzinie? Twoi rodzice mają siódemkę dzieci.


Najważniejsza rzecz to ta, że nie byłam „pępkiem świata”. Wyrastałam w świadomości, że jest jeszcze wiele innych osób w domu, którymi rodzice muszą się zająć, są pozostałe dzieci, którym też poświęcają czas, energię, pieniądze. To mnie nauczyło tego, by cieszyć się z krótkich chwil spędzanych razem – wakacji, Świąt. 

Szybko się też usamodzielniłam. Każde z nas trenuje jakiś sport. Rodzice pozwalali mi samej jeździć na treningi, gdy byłam w gimnazjum, a mojej siostrze już w podstawówce. Rodzice nie są w stanie wszystkiego za mnie zrobić, więc muszę znaleźć sposoby, żeby sobie z tym poradzić – inaczej nie będzie to zrobione. Będąc w liceum działałam już sama, sama planowałam. Od wczesnych lat podróżujemy z siostrą same. Nie potrzebujemy co chwilę dzwonić do rodziców z pytaniem, jak się poruszać na lotnisku. Jesteśmy „ogarnięte”.

Myślę, że środowisko dużej rodziny jest super dla rozwoju dziecka. Widzę to po moim rodzeństwie. Na przykład mój brat szybko musiał nauczyć się mówić, bo inni go nie rozumieli i nie mógł dostać czegoś, tak jak reszta rodzeństwa. Jest też wspólna zabawa – wtedy dzieci uczą się szybciej. 

Dość wcześnie zdałam sobie sprawę, że rodzina jest ważna, znacznie wcześniej niż standardowo, w wieku 30–32 lat. Często dopiero wtedy ludzie zaczynają myśleć, że praca i kariera to nie wszystko, zaczyna się myśleć o rodzinie. W Stanach to tym bardziej rzadkość.



Chcesz powiedzieć, że w Stanach Twoje rodzinne doświadczenie było widziane jako coś niespotykanego i rzadkiego? Jak reagowali Twoi amerykańscy znajomi na wiadomość, że jesteś najstarsza z siedmiorga dzieci ?


Robili wielkie oczy. To był szok. Byłam tam pod tym względem „rodzynkiem”, ale także jeśli chodzi o wartości. Przez rok studiowałam na uczelni w Detroit (Michigan), nie była to uczelnia katolicka. Był to duży uniwersytet, bardzo „imprezowy”. Miałam tam ciocię, więc czułam się u niej jak w domu. Ponadto mieszkało tam dużo Polaków. Potem byłam na katolickiej uczelni – Saint John's University w Nowym Jorku.



Jaką siostrą jest Kasia Lachman ?


Chciałabym powiedzieć, że bogatszą w doświadczenia, która chce, by jej słuchano (śmiech). Myślę, że moi bracia i siostry wiedzą, że jestem, i zawsze, jak jest kryzys, to mogą się do mnie zwrócić. Zawsze, jak mama nie zgadza się na jakąś imprezkę czy wyjście z koleżankami, to ja to załatwiam. Jak jest problem, którego moi bracia i siostry nie mogą rozwiązać samodzielnie albo wstydzą się rodziców, to idą do mnie. Wiem też, że jestem dla nich przykładem. Moja 18-letnia siostra Tosia też trenuje szermierkę, także ma szanse na stypendium w USA. Widzę, że ona widzi dzięki mojemu doświadczeniu, że można. Trochę otwieram im drzwi na świat, i myślę, że zauważyli, jak intensywnie i wytrwale pracowałam na swoje marzenia. Sport otwiera wiele drzwi. Motywacja może się zmieniać, ale systematyczność to podstawa w dążeniu do celu. To się opłaca, nawet finansowo. Studiowałam w Stanach Zjednoczonych za darmo. Przyznano mi bardzo dobre stypendium sportowe, ponieważ miałam sporo sukcesów w szermierce. To efekt kilku lat „przyciśnięcia”, treningów. Widzę, że jestem dla braci i sióstr wzorem do naśladowania, ale te kilka lat mojej nieobecności trochę nas oddaliły. Święta czy wakacje spędzamy już nieco inaczej – jesteśmy znów bliżej, niż gdy byłam w USA przez te 5 lat.



Czy sport wpłynął na to, jaką jesteś osobą i siostrą ?


Tak!!! Bardzo, bardzo wpłynął! Przed pójściem do liceum byłam bardzo słaba w szermierce. Nie miałam żadnych osiągnięć. Nie wiem, ile razy chciałam przestać trenować… To doświadczenie, że przegrywasz i potem idziesz na trening, i znowu przegrywasz i tak ciągle – nauczyło mnie niezwykłej cierpliwości. To jest bardzo potrzebne w życiu, że co chwilę dostajesz „kopniaka”, ale się podnosisz. Musisz robić wszystko na 100%, starać się na maxa. I starać się być takim promyczkiem – światłem dla innych, by oni cię pytali: dlaczego jesteś taka „happy”. Pokazywać swoim życiem, że jest inna droga. 

Sport nauczył mnie systematyczności i determinacji, zarządzania czasem wolnym. Wyniosłam z szermierki to, że próbuję wiele razy osiągnąć zamierzony cel. Nie zawsze się  chce, a to naprawdę uczy systematyczności i pokory. Mogę trenować 5 razy w tygodniu, spędzać tysiące godzin na treningach, a na zawodach przegrać każdą walkę. Dla ludzi, którzy nic nie wiedzą o sporcie, to jest nie do pomyślenia: znowu iść na trening po takim doświadczeniu. Musi być w tym pasja – nie możesz zdobyć złota na igrzyskach, jeśli nie kochasz swojej dyscypliny. Wszystko zaczyna się od marzenia, ale potem to przede wszystkim praca, systematyczność. Motywacja przychodzi i odchodzi. 


Przejdźmy teraz do takiego tematu: konflikty w rodzinie Lachmanów. Są ?


Bardzo są! Jest dużo konfliktów związanych ze sprzątaniem, z codziennymi czynnościami typu sprzątanie w kuchni. Ktoś posprząta, a 5 minut później jest bałagan. 


Sprzątanie to pole bitwy w każdym domu, więc raczej nie jesteście odosobnieni...


Kiedyś przyjechała moja koleżanka, która mieszka sama z rodzicami. Została wychowana tak, że wszystko musiało być idealnie poukładane, wręcz kolorami. Przyjechała do naszego domu, a w kuchni dzieciaki kroiły arbuza, sok spływał na podłogę i nikomu nie chciało się sprzątać… Nie mogła tego przeskoczyć. 


A czy ona była z rodziny wielodzietnej ?


No właśnie nie (śmiech). 


To wiele wyjaśnia (śmiech). Przy dużej liczbie dzieci w domu trzeba ustawić priorytety. A arbuz zwykle nim nie jest, bo trzeba robić inne rzeczy.


Faktycznie tak jest. Sama widzę, że rodzice mają inne priorytety. Kiedy jest tyle dzieci, to one mogą pomóc posprzątać. 


A czy mama negocjuje ?


Mama jest do negocjacji, ale czasami dzieci negocjują aż za bardzo. W wyniku negocjacji dochodzi czasem do takiego kompromisu, że nic się nie dzieje. Co miało być sprzątnięte – nie jest. Więc potem tata wkracza do akcji i rozwiązuje konflikt w 5 sekund. Tata rozstawi w końcu wszystkich po kątach, ma ostatnie zdanie. 



Najfajniejsza rzecz, jaką usłyszałaś kiedyś o swojej rodzinie...


Tak wiele dobrych rzeczy usłyszałam.... To, że mamy siebie na zawsze i się wspieramy. Koleżanki, przyjaciele są, przychodzą, ale mogą odejść. A z rodziną, obojętnie co się stanie, jest tak, że możesz wrócić. Wszyscy są dla ciebie, są gotowi ci pomóc. Jakby cokolwiek się działo, jesteśmy wspólnym team'em. Jesteśmy zespołem na zawsze. Ktoś kiedyś zażartował, że ma 90% szans na to, że jak nas odwiedzi, to będzie tort, bo zawsze ktoś ma urodziny albo imieniny. To prawda. W ostatnich 7 dniach mieliśmy dwa torty.


Kto najczęściej to zauważa ?


Najśmieszniejsze jest to, że najczęściej są to osoby, które nie mają nic wspólnego z rodzinami wielodzietnymi, mówią: „Ty masz fajnie”. 

Myślę, że moje pokolenie jest bardzo egoistyczne, skupiamy się bardzo na sobie i rozwoju kariery zawodowej, co jest ważne, ale nie powinno być priorytetem w życiu. Jak widać – niektórzy zauważają takie sprawy, jak rodzina. Często mówią: „Kurczę, twój dom jest inny.” Niektórzy z kolei pytają: „Skąd masz tyle rodzeństwa? Oni wszyscy są z jednej matki? (śmiech)”. Najczęściej obracam to w żart. Później zadają mnóstwo pytań i widzę też szacunek w ich oczach. Jak to jest w ogóle możliwe, by wychować tyle dzieci ? 


....i że to nie patologia, co ma dzieci dla 500 plus...


I to jest coś, co często przywołują. Często mi mówiono, że dużo dzieci to jest patologia. I nagle myślą: „To może nie być patologii, chociaż się ma tyle dzieci ?” I myślę, że przykład mojej rodziny zmusza do refleksji. Przyjeżdżam do rodziców, oni mieszkają za miastem, i to jest zupełnie inny świat, w którym jestem zakochana, lubię wracać do rodzinnego domu, zawsze się coś dzieje ! 


A poza stereotypami, o których już wspomniałam, czy pamiętasz jakieś inne niemiłe uwagi ?


Nauczycielka angielskiego powiedziała mi kiedyś, że ona nie rozumie, jak to wszystko w mojej rodzinie działa, bo ona sama ma dwoje dzieci i nie może z nimi wytrzymać. Ludzie nie rozumieją jednego: im więcej dzieci, tym bardziej one się sobą zajmują. Dzieci robią też sporo w domu, są bardziej samodzielne, szybciej dorastają. Szybko dochodzą do wniosku, że aby coś zrobić, to muszą to zrobić własnymi siłami, bo inaczej to nie będzie zrobione. Moje siostry czasem mamę o coś wielokrotnie proszą, ale mama robi w tym momencie coś ważnego. Siostry patrzą na mnie wyczekująco, ale ostatecznie dochodzą do pewnych wniosków same. 


Jak rodzina reaguje na Twoje sukcesy i porażki ?


To dla mnie bardzo wzruszający temat. Jeśli chodzi o sukcesy, to wszyscy mi kibicują. Pamiętam, jak znalazłam się w pierwszej 16-stce na Pucharze Świata – mama wysłała mi zdjęcia, jak wszyscy oglądali mnie z komputera. Dzieciaki oglądające mnie na Youtube – to było piękne i wzruszające. Gdy przyjechałam z medalem i pucharem z Mistrzostw Polski, czekał na mnie tort. Czułam, że to nie jest mój sukces, tylko to jest NASZ sukces. Rodzina daje mi olbrzymie wsparcie. Przy porażkach jest to taki dobry balans. Mama zazwyczaj mówi: „Nic się nie stało, musisz popracować, ale ze spokojem, następnym razem będzie lepiej”. Następuje "przytulas", bo tego też potrzebuję. Tata z kolei mawia tak: „Kasia, musisz wyciągnąć wnioski, potraktuj to jako lekcję, ale nie narzekaj”. To jest niezwykle ważne w życiu sportowca. Ja nie wiedziałam, że nie wszyscy tak mają. 


Kiedy najczęściej zwracasz się do Pana Boga – przed zawodami, po, czy w trakcie ?


Przed, w trakcie i po. Przed zawodami wszyscy zawodnicy mają słuchawki na uszach i się nakręcają jakąś ostrą muzyką. A ja jestem typem, który ma odwrotnie. Jestem tak nakręcona na zawody, że potrzebuję spokoju, dlatego słucham spokojniejszych utworów. 

Myślę, że moja szermierka i moje życie sportowe bardzo się zmieniły w liceum. Wskoczyłam na etap uświadomienia sobie, że robię to tylko dla siebie, że to, czy przegram, czy wygram, nie definiuje mnie jako osoby. Wkładałam serce, pracowałam z trenerem, sukces czy porażka – oddaję wszystko w ręce Boga. Czy przegram czy nie, to już nie zależy ode mnie. Gdy tak to zobaczyłam, zaczęłam wygrywać, mieć wyniki. Nie walczę sama. To bardzo mocne doświadczenie.

Na studiach zawsze ktoś mnie pytał: „Kasia, o co chodzi? Jest 7 rano w poniedziałek, a ty się śmiejesz?” Nie kryję się z tym. To najlepsze świadectwo, gdy ludzie pytają, jak to jest. 


Jaką rodzinę chce założyć Kasia Lachman ?


Dużą ! Taką z co najmniej 3 dzieci. Nie chcę mieć egoistów w domu. Wiem, że to jest jedyny sposób. Myślę też, że fajnie jest, jak dzieci mają siebie nawzajem. Widzę po moich koleżankach, które nie mają rodzeństwa, że to jest dla nich trudne. Łatwiej jest popaść w różne problemy, depresje. W Stanach powszechna jest sytuacja, że wszyscy na wszystko biorą tabletki. Jedna moja amerykańska przyjaciółka jest teraz na antydepresantach. Nowy Jork to stan samotników, którzy żyją na zasadzie: śpij, jedz, pracuj, imprezuj. 

Środowisko rodzinne to coś, do czego wracamy, to fundament na całe życie. Kiedyś nie zdawałam sobie z tego sprawy. Myślałam, że każdy ma taki dom, jak ja! Niedawno rozmawiałyśmy o tym z siostrą, że idziemy do innych domów, widzimy pewne rzeczy i potem mówimy sobie: „Kurczę, jak fajnie, że my mamy taki dom”. Najpierw narzekamy, bo nie mamy porównania, a potem mówimy sobie: „Mam za co dziękować”.

Zrozumiałam, że rodzina to fundament. Gdy obie strony będą szły w jednym kierunku i dawały świadectwo dzieciom. Inaczej się nie da...




Dziękuję Ci bardzo serdecznie za tę rozmowę i życzę nie tylko sukcesów w sporcie ale tez tej dużej, wymarzonej rodziny.







Katarzyna Lachman, trenująca na co dzień w AZS AWF Poznań, Mistrzyni Polski Seniorek we florecie w roku 2020. Stypendystka Uniwersytetu Saint John's w Nowym Jorku, a także jedna z twarzy kampanii reklamowej zachęcającej do studiowania na tym uniwersytecie. Ukończyła studia z tytułem MVP (ang. Most Valuable Player – najbardziej wartościowy zawodnik). Prywatnie siostra Antoniny Lachman, również florecistki, także złotej medalistki w młodszej kategorii wiekowej. Planuje udział w igrzyskach olimpijskich w 2024 r.